Nazywam się Rajmund Wełnic, jestem dziennikarzem Głosu Koszalińskiego, w 1995 - jeszcze w Głosie Pomorza - opisałem rzeź Janowej Doliny opierając się na wspomnieniach dwóch mieszkanek Szczecinka, które to przeżyły. Starsza pani była wówczas po 80., pogrom przeżyła jako dorosła, więc jej świadectwo jest szczególnie cenne, podaje sporo szczegółów. Janowa Dolina - raj utracony !
Skąd pana rodzice przyjechali do Szczecinka? – spytały na wstępie dwie starsze panie truchlejące na samą myśl, że ich rozmówcą mogła być osoba, w żyłach, której płynie kropla ukraińskiej krwi. Uspokajam je - moi dziadkowie przybyli na Pomorze z terenów etnicznie polskich.
Dwurodzinny bliźniak na jednej ze szczecineckich ulic. Skromnie urządzony pokoik, staruszki częstują waniliową herbatą, kanapkami i pączkami. Choć w pamięci wydarzenia sprzed ponad 50 lat pozostały żywe, długo nie chcą namówić się na wspomnienia. - Wiem, że to grzech, ale nie mogę tego Ukraińcom wybaczyć - szepcze 97-letnia Genowefa Ogórenko, która wraz ze swoją córką Oktawią Reszczyńską w latach 1943-44 przeżyły pogromy na Wołyniu. - Może wy, młodzi, będziecie potrafili... Zza ich pleców smutno patrzy ukrzyżowany Chrystus. Na stole pojawiają się pożółkłe fotografie, jedyny ślad po szczęśliwej młodości. - O tu, jesteśmy ze szkolną wycieczką na Wawelu, wie pan u królów - palec błądzi po zdjęciu przedstawiających roześmianych harcerzy.
Złoża bazaltu w zakolu rzeki Horyń na Wołyniu zaczęto eksploatować w latach dwudziestych. Wraz z nowoczesną kopalnią i wytwórnią kostki i grysu bazaltowego powstała górnicza osada zwana Janową Doliną (powiat Kostopol, województwo wołyńskie). Zaprojektowana i zbudowana od podstaw dla 2,5 tysiąca osób zawodowo związanych z kamieniołomem. W gęstym lesie wytyczono przecinające się pod kątem prostym aleje (oznakowane literami), przy których stawiano drewniane, „fińskie” domy. Było kino, sklep, posterunek policji, szkoła, boisko, kościół. Wszystkie domy były zelektryfikowane i miały wodę. Przed każdym obejściem - piękne ogródki kwiatowe. Robotnikom zabroniono trzymać żywy inwentarz, było więc czysto i schludnie. Zdecydowaną większość mieszkańców Janowej Doliny stanowili Polacy. - - Pięknie było - twarz pani Oktawii rozpromienia się. - Przyjeżdżały do nas wycieczki z całej Polski, a nawet Niemiec i Francji zobaczyć jak powinno wyglądać wzorcowe osiedle robotnicze. W kopalni mąż pani Genowefy (a ojczym jej córki) pracował jako mechanik. Mieszkali w domku przy ulicy B 51, ostatnim w szeregu i najdalej wysuniętym w kierunku rzeki. Nad oddalonym o kilka kilometrów krętym i kapryśnym Horyniem były trzy plaże - Urzędnicza, Robotnicza i Strzelecka. - Ja najbardziej lubiłam kąpać się na Robotniczej - mówi Oktawia Reszczyńska. Za rzeką zaczynał się inny świat. W okolicznych wioskach żyli prawie sami Ukraińcy otaczając polską enklawę ze wszystkich stron. We wspomnieniach obu staruszek nie utkwiły jakieś szczególne przypadki wrogości miedzy Polakami a Ukraińcami. Żyli i pracowali obok siebie. Ale to Polacy byli tu elementem napływowym i z dawna tłumiona nienawiść miała wybuchnąć w czasie wojny.
Po wrześniowej klęsce w Janowej Dolinie rozpoczął się okres rządów radzieckich. NKWD wywiozło wyższych urzędników kopalni, miejscową inteligencję. Władzę w osiedlu przejął Sielsowiet, czyli Rada Osiedla. W jesiennych, „dobrowolnych”, wyborach i referendum za przyłączeniem do sowieckiej Ukrainy było 99,9 procent głosujących. Wprowadzono kartki na większość towarów konsumpcyjnych i zwiększono o dwie godziny dzień pracy. Spadająca z dnia na dzień siła nabywcza nowej waluty i braki w zaopatrzeniu spowodowały, że powrócił handel wymienny. Kres zaprowadzaniu sowieckiego ładu położył wybuch wojny radziecko-niemieckiej i zajęcie Janowej Doliny przez nowego agresora. Niemców Ukraińcy traktowali jak oswobodzicieli. - Chlebem i solą ich witano - wspomina Genowefa Ogórenko. Wyposażeni przez Niemców w broń Ukraińcy zaczęli tworzyć regularne oddziały wojskowe, mające już niebawem zająć się depolonizacją i dekolonizacją Kresów. Początkowo agresja skierowała się wobec Polaków porozrzucanych po ukraińskich wsiach. Zewsząd docierały do mieszkańców Janowej Doliny przerażające wieści - o wyrżniętych osadach i spalonych domostwach, o straszliwych aktach bestialstwa wobec już nie setek, ale tysięcy Polaków. Kto mógł chronił się w dużych miastach, samoobronę starała się zorganizować Armia Krajowa. Do górniczego osiedla, pod ochronę stacjonującego tu garnizonu niemieckiego, zaczęły spływać całe rodziny. Pierścień wokół Janowej Doliny z wolna się zaciskał. Konieczność zdobycia żywności zmuszał jednak Polaków do wypraw na drugą stronę Horynia. - Pamiętam jak kiedyś Ukrainka uratowała mi życie podczas takiej wizyty - opowiada pani Oktawia. - Byłam już w chałupie i starała się kupić coś do jedzenia kiedy słyszę jak otwierają się drzwi i wchodzi ogromny Ukrainiec. „Czego ty tu chcesz Laszko?” pyta i wyciąga nóż. - jeszcze dziś w głosie staruszki słychać lęk. - Myślałam, że wybiła moja ostatnia godzina, ale wtedy jego żona Olga, którą znałam sprzed wojny, odciągnęła go i zagadała. Mnie zaś otworzyła drzwi i kazała uciekać.
Okoliczne lasy stały się niebezpieczne nie tylko dla Polaków, coraz częściej ukraińskie oddziały kierowały broń przeciwko Niemcom. Ci, przestraszeni, sami zbroili swoich nieoczekiwanych sojuszników - Polaków. Niemiecki garnizon z Janowej Doliny otoczy swoją siedzibę wysoką drewnianą palisadą, za którą chronił się na noc. Przerażenie wśród rzesz szukających schronienia budziły pogłoski na planowanym przez Ukraińców napadzie na osadę. Wiosną 1943 roku nawet tak duże skupisko ludzkie nie mogło być pewne swego losu. - Ludzie powtarzali, że na Wielkanoc 43 roku Ukraińcy zapowiedzieli malowanie jajek polską krwią - córka pani Genowefy składa ręce jak do modlitwy. Pogłoski zamieniły się w straszną prawdę. W nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek (22/23 kwietnia 1943) Janowa Dolina przeszła przez przedsionek piekła.
Tuż po zapadnięciu zmroku, od strony Horynia, pod najbardziej wysunięte domostwa zaczęły podchodzić grupy uzbrojonych po zęby Ukraińców. W płomieniach stanęły drewniane zabudowania. W blasku płomieni rozgrywały się straszliwe sceny. Mordowano czym popadło - nożami, siekierami, widłami. Zamieszanie potęgowali żołnierze niemieccy, którzy zza palisady otworzyli ogień do wszystkiego co się ruszało. – Schroniliśmy się w murowanej piwnicy naszego domu - mówi pani Oktawia. - Ojczym zniósł wiadro z wodą aby w razie czego się gasić. Zewsząd dochodziły przeraźliwe krzyki zarzynanych ludzi. Ci, którzy nie spłonęli żywcem, lub nie udusili się dymem, uciekali do lasu. Tam najczęściej wpadali w ręce banderowców. Pogrom trwał do świtu. Dopiero kiedy zrobiło się zupełnie jasno i cicho ocaleli odważyli się wyjść z ukrycia. Janowa Dolina była prawie doszczętnie spalona, wszędzie poniewierały się zwłoki okrutnie pomordowanych i spalonych mieszkańców Janowej Doliny. - Na kupie gnoju leżała, może 15-letnia Hela - Oktawia Reszczyńska zaciska wargi. - Naga, na pewno zgwałcona, z wykłutymi oczami, obciętymi piersiami. 20-letnią sąsiadkę wrzucono wraz z małym dzieckiem do ogarniętego pożarem domu, studenta z Warszawy zarąbano siekierami. Nie oszczędzono nawet szpitala. – Mąż pani Jasińskiej, z domu obok, całą noc przeczekał w szambie – ciągną straszną opowieść. W odwecie za napad młodzi Polacy odszukali nad ranem miejscowych Ukraińców i ich rozstrzelali. Według szacunków ocalałych, tej krwawej nocy zginęło ponad 600 osób.
W ciągu dnia pochowano ofiary pogromu i ukryto resztki dobytku. Jako, że nie było możliwości natychmiastowej ucieczki (mosty na Horyniu Ukraińcy spalili już wcześniej, a na tor kolejowy i drogi do Kostopola zwalono drzewa) konieczne stało się spędzenie jeszcze jednej nocy w zniszczonej i splądrowanej Janowej Dolinie. Pozostali przy życiu skupili się w pobliżu garnizonu wojskowego, sporo osób schroniło się nawet wewnątrz palisady. Na szczęście Ukraińcy nie zaryzykowali kolejnej nocy powtórnego ataku. W Wielką Sobotę załadowano się do wagonów i pod zbrojną eskortą wyjechano do Kostopola. Kto miał znajomych, lub rodzinę w Kostopolu tu został, reszta rozjechała się do innych miast. - Do wkroczenia Rosjan mieszkaliśmy w Kostopolu - opowiada pani Genowefa. Wracać dokąd nie mieli - Janowa Dolina była zniszczona, zresztą nikt nie chciał zostać w miejscu, z którym wiązały się tak straszliwe wspomnienia. Kiedy też rozpoczęto pierwsze wyjazdy na Ziemie Odzyskane pogorzelcy z Janowej Doliny długo się nie zastanawiali. Podróż wagonem towarowym trwała dwa tygodnie, wreszcie 9 czerwca 1945 roku pociąg zatrzymał się na stacji Neustettin. Nikt jeszcze tak do końca nie był pewny, czy to będzie ich nowy dom. Ale zostali i tu na nowo ułożyli sobie życie.
- Ja złego słowa na bolszewików nie dam powiedzieć - mówi przycupnięta na brzeżku krzesła staruszka. - Gdyby nie oni, gdzie my by się podziali, wyrżnęliby nas na tym Wołyniu. - A z kim bił się twój brat w Legionach? - przypomina córka.
Opracował Rajmund Wełnic |
--------------- |