Irena Główka Wspomnienia Moja rodzina to: ojciec Jan Rodek, mama Bronisława oraz trzy siostry: najstarsza Jadwiga, ja, czyli Irena oraz najmłodsza Bronisława. Ojciec pracował, jako górnik w kopalni w Klimontowie (obecnie Sosnowiec), ale na skutek wielkiego kryzysu, który objął również Polskę, kopalnię zamknięto, ojciec stracił pracę i to zmusiło naszą rodzinę do wyjazdu. Na Wołyń przyjechaliśmy w roku 1935. Ojciec dostał pracę w kamieniołomach i po pewnym czasie dostaliśmy mieszkanie w Janowej Dolinie przy ulicy C 27 koło Alei Spacerowej. Domy były sześciorodzinne. Na parterze mieszkały trzy rodziny i trzy na piętrze. My mieszkaliśmy na piętrze, obok nas rodzina Ciołków - rodzice i syn Jan oraz rodzina Mikulców - Czesi rodzice oraz trzy córki. Na parterze mieszkała rodzina Prędkiewiczów – rodzice wraz z 3 synami: Kostek, Heniek i najmłodszy Jerzy, którego byłam chrzestną matką mając 16 lat. Mieszkała także rodzina Oksiutycz, która miała jedna córkę Barbarę oraz rodzina Kawieckich. Mieliśmy „szczęście” – jeśli szczęściem można nazwać okres wojny, okupacji bolszewickiej, po której nastała okupacja niemiecka i od tamtej pory ustawiczne zagrożenie ze strony band UPA, które napadały i mordowały mieszkańców, a nas razem z rodziną Prędkiewiczów na tydzień przed spaleniem Janowej Doliny wywieźli na roboty przymusowe do Niemiec. Nasz dom podobno ocalał. Rodzina Oksityczów po wojnie mieszkała w Kwidzynie, o pozostałych rodzinach nic nie wiem. Obok naszego domu stały jeszcze trzy, te zostały spalone. W jednym z nich mieszkała rodzina Szewczyków, która także pochodziła z Sosnowca i byliśmy spokrewnieni. Było trzech synów Edward, Maniek i Janek. Edward po skończeniu szkoły dzięki pomocy pana Zarębskiego – nauczyciel w szkole podstawowej, jego żona była Kierowniczką szkoły, załatwił mu pracę w warsztatach mechanicznych, gdzie pracował jako tokarz. Wszyscy oni zginęli, spalili się w piwnicy. Edek wyskoczył, chciał uciec do lasku, ale Ukraińcy go zastrzelili. Zginęła także rodzina Andruszczyk; matka ojciec córka z mężem i dwoje dzieci. Ocalał tylko syn Bolesław, gdyż akurat był w tym bloku, w którym mieszkali Niemcy.
O Janowej Dolinie, jej mieszkańcach, kopalni mogłabym napisać bardzo ciekawą książkę, ale los zrządził inaczej. Teraz, kiedy można otwarcie o tych czasach mówić, wiek nie pozwala mi na takie przedsięwzięcie. W Janowej Dolinie działał Związek Strzelecki, Związek Rezerwistów, Związek Polskich Kobiet, istniała wspaniała górnicza orkiestra. |
Najwięcej uwagi chcę poświęcić naszej pięknej na wskroś nowoczesnej na tamte czasy Szkole Podstawowej. Dyrektorką szkoły była pani Zarębska, ale duszą i sercem oddany szkole był jej mąż, wspaniały nauczyciel doskonały organizator, sprawiedliwy i mądry wychowawca, nauczyciel z powołania. Organizował jasełki, urządzał przedstawienia, zajmował się harcerzami, uczył nas pracy i oszczędności oraz miłości do Ojczyzny – wzorowy Patriota. Dzięki pracy uczniów i oszczędzaniu Szkoła została zradiofonizowana, w każdej klasie były głośniki, w kancelarii mikrofon z możliwością nadawania komunikatów do wszystkich w szkole. W kolejnym roku uczniowie włączyli się w ogólnonarodowy ruch pomocy – wspierania obronności Polski – Fundusz Obrony Narodowej. Za zaoszczędzone pieniądze Szkoła zakupiła dla trzech żołnierzy uzbrojenie, siodła, karabiny maski i gdy my uczniowie razem z panem Zarębskim byliśmy na wycieczce w Warszawie wręczyliśmy to żołnierzom Pierwszego Pułku Szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego. Podczas tej wycieczki odwiedziliśmy także Gdynię!!! |
Pan Zarębski każdego roku organizował wycieczki do różnych miast całej Polski. Szansę na wyjazd miały także i wyjeżdżały dzieci z biedniejszych rodzin - nie różnicował dzieci. W roku 1939 ukończyłam szkołę. Miałam kontynuować naukę na koszt kopalni ale wybuchła wojna . Przeżyliśmy okupację Sowiecką, a później Niemiecką. Sowieckie prześladowania, aresztowania, wywózkę na Sybir. Pierwszego aresztowano dyrektora Szutkowskiego, później inżyniera zastępcę dyrektora pana Niwińskiego, Urbanowicza, Łapińskiego i wielu innych. Pan Zarębski ukrywał się, był komendantem AK na nasz rejon - powiat kostopolski. Bywało że czasami na noc przyjeżdżał, żeby zobaczyć się z żoną i synkiem Januszem, który miał wtedy 4 latka. Zawsze wiedziałam kiedy był, gdyż darzyli mnie wielką sympatią i oczywiście wielkim zaufaniem. Pewnej nocy, nieszczęście – woźny zdradził i pana Zarębskiego aresztowano. Tej samej nocy aresztowali sowieci także Jana i Stefana Batorych. Wielu wychowanków naszej szkoły, np. Witek Kozłowski było aresztowanych i siedziało w sowieckich więzieniach, w tym w Charkowie. Pan Zarębski początkowo dostał wyrok 10 lat, ale kłamliwe oskarżenia spowodowały, że zmieniono mu wyrok na karę śmierci i tylko ogromne szczęście, sprawiedliwość boża, spowodowało, że w wyniku podpisania porozumienia o tworzeniu armii polskiej w ZSRR, objęła go amnestia i dostał się do tworzonej armii generała Andersa. Razem z utworzoną armią przemierzył szlak bojowy, w tym walczył pod Monte Cassino i został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
Podczas okupacji sowieckiej mieszkańców Janowej Doliny nie ominęły prześladowania i deportacje na Sybir. Po licznych aresztowaniach – w pierwszej kolejności aresztowano tzw. inteligencję, policjantów, księży, uczestników walk z bolszewikami, nauczycieli, a docelowo wszyscy Polacy mieli być deportowani – wywiezieni na Sybir. Jednym z pierwszych transportów jechali Pani Szutkowska, Niwińska, Łapińska z maleńkim dzieckiem, które zmarło na Syberii, teściowie pani Łapińskiej, rodzina Batorych oprócz córki Marysi bo była mężatką. Była moją koleżanką i podczas okupacji sowieckiej razem pracowałyśmy w sklepie spółdzielni, w którym pracowała również moja starsza siostra Jadwiga, Irena Hernecka, Monika Michalska, Bronia Sułkowska do czasu, aż wkroczyły wojska niemieckie. Pani Zarębska uciekła z synem Januszem do Równego, gdzie miała rodzinę i tam się ukrywała. Ja po wojnie odnalazłam ich syna i panią Zarębską. Jakie było moje zdziwienie gdy dostałam list od pana Zarębskiego i jego zdjęcie. Pan Zarębski pracował w zarządzie aptek i spotkał tam jednego ze swoich uczniów - młodszego syna Sewruków - był dyrektorem i prawdopodobnie pracował dla UB, gdyż oskarżył pana Zarębskiego, że przed wojną, gdy pracował jako nauczyciel bił dzieci, co oczywiście było wierutnym kłamstwem i oszczerstwem, ale doprowadziło do aresztowania Pana Zarębskiego przez władze komunistyczne. My, uczniowie napisaliśmy opinię, jakim wspaniałym nauczycielem i człowiekiem. Ja dostałam adres od Mietka Zwolińskiego, który był oficerem i mieszkał we Wrocławiu, Irka Dąbrowska mieszkała w Gliwicach, ale nie kontaktowałyśmy się ze sobą. Moi rodzice i siostry aktualnie już nie żyją. Ja cały czas w swoich wspomnieniach wracam do czasów gdy mieszkaliśmy w Janowej Dolinie, wspominam to jak w naszej szkole był z wizytą kardynał Hlond, odwiedził nas generał Sosnkowski, jak odbywały się manewry i dużo znakomitych ówczesnych osób odwiedziło Janową Dolinę. Niestety losy wojenne zmieniły wszystko, utraciliśmy część naszych ukochanych stron rodzinnych, ale w sercu pozostały wspomnienia i tęsknota. Irena Główka, 2013 r. |
|