<wstecz

8

 

CZĘŚĆ I.

 
      Nie jest zadaniem mojem śledzić objawy moskiewskiego ducha w jego nowo przybranem dążeniu. Nie myślę też staczać walkę z dziennikarstwem moskiewskiem i moskiewsko-ruskiem odpowiadając mu na wszystkie zarzuty, któremi na nas zapamiętale od jakiegoś czasu ciska! Na to nie ma czasu, i szkoda pracy. Wiele jest napadów, które powszechnego interesu mieć nie mogą, więcej zaś takich, które należy pokryć litości milczeniem.
      Ograniczę się tylko wykazaniem niektórych poglądów nieprzyjaznego nam dziennikarstwa na sprawę polską, streszczając te, które wymowniej świadczyć mogą o postawie jaką dziś względem nas przybrali nieubłagani przeciwnicy nasi.
      Następnie za całą odpowiedź przedstawię znaczenie Rusi w stosunku do całej Polski we względzie, narodowym, politycznym i religijnym. *)

*) Wyżej wymienione pisma czasowe, nie maja wyłącznie charakteru politycznego albo literackiego. Jest to raczej pracownia, mieszcząca w sobie zbieraną drużynę różnych narodowości, która poprzysięgła Polakom jakąś nienawiść czy zemstę, niczem nie dająca się usprawiedliwić. Jest to na wielką skalę zmowa z wymierzonym sztandarem, pod który cisną się wszyscy, do rozmaitych obozów należący wrogowie nasi. Jedni są moskalami z ducha, krwi i wyobrażeń; drudzy uchodzić pragną za rusi-

 

9

Pociski wymierzone przeciwko nam, rozdzielić można na dwie kategorje:
Do pierwszej należą napady z przełaju, bez żadnej logicznej podstawy, bez znajomości historji, bez zachowania nawet przyzwoitej godności w sprawie tak ważnej, gdzie idzie o losy narodu.
Do drugiej zaliczyć potrzeba rozprawy noszące na sobie charakter poważny, naukowy, opierające się na scientyficznych i historycznych dowodach.

nów, a rzeczywiście po większej części do żadnego z tych narodów nie należą. Dość spojrzeć na szereg pisarzy, pracujących w tej otchłani niesłychanych dotąd wysileń złości, chytrości i fałszu. Widzimy tam nazwiska czysto-polskie, lechickiego plemienia, których nie tylko pisownia moskiewska nakreślić nie jest w stanie, ale których nawet język moskiewski wymówić nie zdoła; widzimy rusińskie pseudonimy, pod któremi kryje się polskie pochodzenie; widzimy nazwiska moskiewskie z odrzuconem dla rusińskiego brzmienia ow albo in, spotykamy nazwiska francuskie, niemieckie a nawet angielskie, nareszcie nazwiska pierwszych Moskwy arystokratów. Nie mam zamiaru dotykać żadnej osobistości; ale do charakterystyki dokładnej pism wymierzonych przeciw nam dodać potrzeba nieuchronnie cechy, znamionujące moralność i sposób myślenia ich spólpracowników. Jeden z nich nie wstydzi się wyznać publicznie iż jest apostatą i przeniewiercą; drugi był katolickim księdzem mszalnym —Zakochawszy się zrzucił suknie kapłana, przyjął schizmę, ożenił się i osiadł w Małej Rusi; trzeci z szyderstwem mówi o patryotyzmie córki Stefana Czarneckiego, zazdroszczącej ojcu sławy i żałującej że nie jest mężczyzną, aby gromić Szwedów napadających wówczas na Polskę. Wielkiego hetmana koronnego nazywa rizunem, a Gontę przewódzcę bandytów, przekupionych przez Katarzynę —bohaterem, posłannikiem, męczennikiem ludu. (Osnowa. Styczeń 1862. 67.) Mniemam iż dosyć tych przykładów. Smutna to walka z takimi ludźmi!

 

10

      Najprzód zastanowimy się nad pierwszemi.
      Nad drugiemi, w drugiej części zatrzymam uwagę czytelników.
      Aby dać wyobrażenie jacy to ludzie składają ową falangę pisarzy moskiewskich do rzędu których należą xiąże Dołgorukij, i xiąże Trubeckij znani z moralności, dość powiedzieć, ze Szczebalski jest sekretarzem trzeciego oddziału tajnej przybocznej kancelarji, to jest wydziału sekretnej policji. Poroszin, Sulima i im podobni, pensje pobierają od rządu moskiewskiego za pisanie broszur przeciw Polsce, we francuskim języku. Wiadomo, ze Nord redagowany kosztem tegoż rządu, a ambasada moskiewska osobno opłaca wszystkie artykuły Constitutionela. Profesorowie moskiewskiego i petersburgskiego uniwersytetu, ludzie uczeni i poważni, nie wstydzą się w tym duchu publicznie występywać przeciw Polsce, fałszując w potworny sposób historyczne fakta.
      Jedni i drudzy posługują się jednakiemi częstokroć narzędziami, chociaż rozmaicie niemi władają. Dla tego, przyjdzie mi czasem powtarzać się, odpowiadając na wszelkie kwestje dotyczące Rusi i połączonej z nią od wieków Litwy. Najprzód odpowiadam pierwszym.
      Ulubionemi dowodami antagonistów są:
 

11

      Na pierwsze trzy zarzuty jako kardynalne, odpowiem obszerniej w drugiej części pisma tego. Tu wspomnę tylko, iż nigdy żaden z pisarzy polskich nie mieszał z sobą tych dwóch gałęzi jednej i tej samej narodowości.. 
      Gałęź narodowości rusińskiej różną jest od gałęzi narodowości lackiej. Ale to bynajmniej nie przeszkadza, iż Rusini i Lachy, to jest wedle tradycji ludowej potomkowie Rusa i potomkowie Lecha składali zawsze jeden naród polski. Obie zaś te gałęzie pochodzą od Słowian, z których przed kilkunastu wiekami, wyrastały jak z jednego szczepu. Tradycja o Lechu i Rusie nie przyjęta przez historyków, przechowała się jednak w ludzie i nie jest tylko bezmyślną bajką.
      Że Ruś jest nazwą prowincjonalną, o tem tyle razy już pisano, iż powtarzać by nie warto. Że kraj nazywający się Rusią jest częścią Polski, o tem świadczy cały ród tychże Rusinów.
 

12

      Nad brzegiem Dniepru i nad brzegiem Dniestru wzdłuż tych rzek, jeśli zapytać chłopów: "jaki to kraj po tamtej stronie?" — „To Moskowszczyzna" - odpowiedzą, ukazując na Pułtawską i Czernigowską gubernię, czyli na Małą Ruś. — „To Besarabia" — rzekną — wskazując na kraj za Dniestrem leżący. Równie też mieszkańcy Besarabji i Malej-Rusi przejeżdżając Dniestr i Dniepr, mówią iż: „wjeżdżają do Polszczy". — Naród nie rozumuje, ale wie co jest prawdą lepiej niż ci, co rozumują i wykręcają historyczne fakta. Oto jest dowód choć nie naukowy, ale nie mniej silny i bijący w oczy.
      Stosownie do każdej miejscowości, są Polacy-Litwini, Polacy-Mazury, Polacy-Wielkopolanie, Polacy-Poleszuki, Polacy-Rusini; tak jak Francuzi-Bretończycy, Francuzi-Prowansale, Francuzi-Owerniacy i t. d. To rzecz jasna i łatwa do zrozumienia przy dobrych chęciach i poczciwych zamiarach.
      Przypuśćmy jednak, że narodowość rusińska jest zupełnie odrębną od polskiej narodowości. Do czegóż prowadzi to przypuszczenie? Już też spodziewam się żaden z najgorliwszych nawet opiekunów rusińskiej narodowości, nie zechce na serjo dowodzić, że Ruś a Moskwa to jedno.
      Włościanie Rusi nazywają szlachtę Lachami. Dla czego? Bo każdy bogatszy właściciel mając większe środki służenia krajowi, otrzymał szlachectwo w nadgrodę, a tem samem odróżniał się strojem i mową od ludu; szlachcic zaś obdarzony pewnemi przywilejami, zostawał bogatszym właścicielem, i władał ziemią, zasiedloną włościanami.
 

13

      A wszakże nie dalej jak w końcu XVIII. wieku i szlachta mówiła tym samym językiem co chłopi. Nazwa Lach była raczej w przekonaniu ludu jednoznaczną z wyrazem pan czyli dziedzic; nigdy nie oznaczała plemiennej różnicy. Nie jeden z tuziemców od niepamiętnych czasów wywodzący ród swój w prowincji ruskiej, zarówno nazywany był lachem, gdy był szlachcicem, jak przybyły świeżo na Ruś mieszkaniec Sandomierza lub Kalisza. Więc wyraz lach znaczył jeszcze to samo co szlachcic.
      Pisarze moskiewscy sami nie wiedzą, jakie mają nadać znaczenie tej części ludności polskiej na Rusi, która nosi miano szlachty, czyli właścicieli ziemskich, i bijąc się niepotrzebnie w badaniach i domysłach są sami z sobą w sprzeczności,
      Jedni szlachtę polską na Rusi zamieszkałą nazywają autochtonami, drudzy przybyszami, kolonistami. Żywe postacie tylu rodzin jak Sanguszków, Sapiehów, Woroniczów, Grabianków, Hołowińskich, Proskurów, są oczywistym dowodem, że ich członkowie zrodzeni na ziemiach Rusi, od niepamiętnych czasów prowadzą ród swój bez zmiany nazwiska od Rusinów. — Inni nazwiska swoje z zakończeniem ski, które tyle znaczy co francnskie de lub niemieckie von, otrzymali od ziem, które posiadali. Inni znowu mają właściwe prowincjonalne zakończenie wicz. Tyle już pisano o tak zwanych dorobkiewiczach dziś bogatych właścicielach. Któż to są? Chłopi miejscowi, którzy przy szczęśliwych okolicznościach, lub za pomocą pieniędzy w petersburgskiej heroldji otrzymali przywileje szlacheckie a nawet hrabiowskie tytuły.
 

14

      Właściciele ziemscy, mieszkający na Rusiach, moskale wyznania schyzmatyckiego, z dziwną pogardą dla historji, odzywają się często o sobie, iż oni z ludem tutejszym stanowią jednolity naród i w liczbie zatem, przemagającą składają większość nad obywatelami polskimi.
      Nie wiem czy zapomnieli zkąd się tu wzięli, czy myślą, że my nie pamiętamy o tem?
      Dobra ziemskie na Rusi przeszły w ręce moskali trzema drogami:
      a.) przez konfiskatę posiadłości prywatnych:
      Liczba mieszkańców płci męzkiej na skonfiskowanych ziemiach wynosi 193.832.
      "Wartość w rublach srebrnych 1,212.385 R.
      Wartość wszystkich dóbr skonfiskowanych z doliczeniem różnych sum skonfiskowanych, jakoteż i wartość dusz wynosi:  141,366.477 rub. srebr.
      Liczba osób w ośmiu gubernjach przez rząd moskiewski zachodniemi zwanych, którym skonfiskowano dobra tak ruchome jak i nie ruchome dochodzi 2534.
      b.) przez nadanie moskalom majątków, należących do korony polskiej.
      c.) przez wzbogacenie się przysłanych do Rusi urzędników moskiewskich, którzy za skradzione u rządu swego pieniądze lub wydarte od Polaków, kupili ziemie, które dziś za swoją narodową własność uważają.
      Jeżeli ci panowie dowiodą, że przed  rozbiorem Polski, byli w ziemiach Rusi właścicielami Moskale, wówczas przyznamy im słuszność.
      Ale autorowie moskiewscy tak są chciwi przywłaszczenia sobie Polaków, że nawet xięcia
.

15

Ostrogskiego nazywają swoim, a Czartoryjskich piszą Czertoryżski choć żaden z tych xiążąt nigdy tak nie podpisywał się. Dobrze powiedział jeden ze znakomitych naszych pisarzy, że już te i tym podobne komedje przestają być zabawne.
      Mówią, że unii Litwy i Rusi z Polską nie było. Inni utrzymują, że Unja ta była przymusową.
Nie zapominajmy, że w XIV. i XV. wieku lud nie tylko w Polsce, ale nigdzie nie grał politycznej roli. Za tych małoletnich, przemawiała klasa oświecona. A któż stanowił tę klasę? — Szlachta. Działała więc w imieniu ludu, i miała prawo działać. Któż upoważnił teraz przyjaciół i opiekunów ludu rusińskiego, wyrokować śmiało o ich losach? Czy lud? — Nie. Lud nic ma ani poczucia ani zeznania. Lud nie ma ani politycznego ani społecznego wykształcenia. Rażącym dowodem jest niechęć, z jaką przyjmuje reformy rolnicze. Nie wie sam czy chcieć, czy nie chcieć wolności ?! czy płacić czynsz czy zostać na pańszczyźnie — czy kupić ziemię czy jej wyrzec się. A przecież ta wolność w znaczeniu oficjalnem, pochodzi z ręki rządu moskiewskiego. Mógłże lud przed pięcią wiekami pojmować: czy mu lepiej zostać pod berłem xiążąt litewskich, czy należeć do Moskwy, czy połączyć się z Polską? Zrzucać więc winę unii na brak udziału w niej ludu, jest tylko dziecinną sprzeczką.
      Powiadają, że niektórzy panowie litewscy i rusińscy, nie chcieli przyjąć unii i protestowali przeciw niej. Wiemy o tem i nigdyśmy tego nie taili.
 

16

      Świeżo wydane przez nas-że samych dyarjusze i akta polskie najlepszym są dowodem. Polscy magnaci w Litwie i Rusi, gdzie prawo nie miało tej sprężystości co w koronie, mieszkali w dobrach swoich jak udzielni xiążęta. Mieli nieograniczoną władzę, którą przy połączeniu się z Polską tracili. Nic dziwnego, że w owym czasie zachować chcieli swoje feudalne przywileje. Tych jednak tak mała była liczba, iż w historji tych dwóch połączonych narodów, nie stanowią żadnej dysharmonji. Według świadectwa jednego z najdawniejszych ruskich kronikarzy, między Polakami i Rusinami była zgoda i miłość (mir i luby), przez kilka wieków. Świadectwo to nawet przywodzą moskiewscy publicyści, i jakiż z tąd wyprowadzają wniosek?
      Oto że Litwa i Ruś to jedna i ta sama Ruś, że Litwa to druga połowa Rusi!— Szczególniejsze odkrycie!
      Jak to autorowie moskiewscy umieją chwytać za słowa ! Jeden z pisarzy naszych dowodził że w Litwie było więcej Słowianów niż Litwinów. Co za szczęśliwa okoliczność! „Więc Litwa „to Ruś a Ruś to nasze państwo! „Jakie my o tem mogli zapomnieć?" — woła najnaiwniej w świecie pewien uczony Moskal: Pamiętajmy, że „przy dworze Witolda mówili po rusku a nie po „litewsku, że do XVIII. wieku sądzili Litwinów według ruskich praw." — Uczony Moskal nie „wspomina jednak, kto pisał te prawa. — Litwa jest nawet czysto-ruską ziemią" — powiada dalej w zapale tenże autor. „Wilno było stolicą prawosławja! Prawda; nakoniec całe ukształcone społeczeństwo nasze odkryło: że Litwa jest Rusią,
 

17

„ale już wtedy gdy tam śpiewał, nie biało-ruski (?) „Szewczeńko lecz Mickiewicz!" (Dzień Nr. 8.1862.)
      Redakcja uszczęśliwiona z tego nowego odkrycia powiada, „że ten artykuł rzuca nowe światło na stosunek Litwy do Rusi i Polski" i że nareszcie z tego stanowiska można „rozplątać te „zagmatwane stosunki a dobić się do prawdy, w polsko-litewsko-ruskiej sprawie." —
      Takie odkrycia moskiewscy publicyści nazywają nowem światłem. Ale nie wspominają o Orszy ani o tem, jak ów Witold którego dziś sobie przywłaszczają, potężnie gromił Moskalów.
      Przytaczam te słowa, gdyż one dowodnie przekonywają o kierunku i charakterze tych dziwnych pracowników, którzy wystąpili z nami na pole literacko-historycznej walki.
      Przypuśćmy jednak, iż według kollaboratorów Osnowy, Dnia i t. p. unja była przymusową, że nawet nie było politycznej unji litewskiego xięstwa z Polską, toć przecież pięćset lat blisko, pięćset lat milczenia lepiej dowodzą tej unji i bliższym węzłem spoiły Litwę, Ruś i Polskę, niż ślub Jagiełły, niż sejm horodelski, niż akt lubelski. Czy była choć jedna zbiorowa protestacja przeciw tej unji? Czy naród mógł nie przyjąć z największem zadowoleniem jednakich praw i przywilejów od królów i sejmów polskich, gdy w państwie moskiewskiem despotyzm i niewola przybierały coraz bardziej zatrważające kształty ?
      Nie dosyć na tem. Po czterystu z górą latach, gdy potęga sąsiedniej Moskwy zagroziła Ojczyźnie naszej, cały kraj powstał i żaden roz-
 

18

biór Polski nie dopełnił się bez rozlewu krwi na Litwie i Rusi, nad Niemnem i Dnieprem.
      Kiedy tworzyły się legiony polskie, pułki Tarnowskiego na Wołyniu, Trzecieskiego na Podolu , Lubomirskiego, Jerlicza, Nurkowskiego szwadrony na Ukrainie, liczne szeregi x. Dominika Radziwiłła, Konopki, Chodkiewicza, Tyzenhausów, Przeździeckiego, Rojeckiego, Gedrojcia, Czaplińskiego, Tyszkiewicza, Giełguda, Biszpinga, Wawrzeckiego na Litwie świadczyły wymownie do kogo kraj ten należał i za kim przychylała się wola i serce ludu.
      Któż napełniał te hufce zbrojne przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi? Nie rekruci Podola, Wołynia, Ukrainy i Litwy, ciągnieni wśród płaczu i przekleństw całych gromad do moskiewskich szeregów z łańcuchami na rękach i nogach, — ale ochotnicy, broniący Ojczyzny za każdym błyskiem światełka nadzieji, ochotnicy Podola, Wołynia, Ukrainy i Litwy.
      Po kilkunastu latach odrętwienia i niedoli, rok 1830-ty wstrząsnął całą ziemią polską. - Powstanie na Litwie, Podolu, Wołyniu i Ukrainie, chłopi Potockich, Jełowieckich, Różyckich, Jasińskich, Sobańskich, Giedrojciów okrzykiem Sława Bohu powiedzieli światu czyja to ziemia i do kogo chcą należeć.
      Ale moskiewscy historycy przemilczają o tych faktach, jak gdyby ich nie było.
      Za to ze szczególniejszem upodobaniem wywołują wspomnienia humańskiej rzezi. Jest to właśnie fakt, o którym woleliby zamilczyć moskiewscy historycy. Nie robi on zaszczytu ani rządowi,
 

19

który go wywołał, ani poetom, którzy go apoteozują.
      Apostołowie mniemani ludu ukraińskiego widzą w Goncie, Żelezniaku bohaterów, męczenników!.... Któż nie wie, że gdyby nie namowa i złoto Katarzyny II. chcącej paraliżować patryotyzm Polaków, nie byłoby tych bohaterów?!
      Kwestja religijnej różnicy, jest jedną z najważniejszych, która wszystkim niemal Polski nieprzyjaciołom służy za najsilniejsze narzędzie do podtrzymywania całego rusztowania rozumowań, mających za cel ostateczny: chęć oderwania Litwy i Rusi od Polski.
      Niżej obszerniej nad nią zastanowimy się.
      Nie wspominając o stanie unji od czasu 8go carogrodzkiego soboru 869 roku, najważniejszą przyczyną unji religijnej na Brzeskim soborze 2go decemb. 1594 była niezgoda między konstant. patryarchą Jeremiaszem a metrop. Michałem Rahozą, który zwołał Brzeski sobor na którym przyjęto przyłączenie do rzymskiego kościoła. Unja służyła za pretext wojen z kozakami. Między innemi dowodami służy to, że kozacy napadali Moskwę, w Woroneżu zamordowali xięcia Dołgorukiego, a w 1596 pod wodzą Łobody i Nalewajki grabili ziemię xx. Ostrogskich, którzy byli jednej z niemi wiary, szczególnie xięcia Wasyla, który nawet był nieprzyjacielem unji.
      W części drugiej dzieła dokładniejszy obraz tej religijnej różnicy przedstawi prawdziwe znaczenie tak zwanego prawosławia.
 

20

      Despotyzm panów, niedola chłopów, są ulubionym tematem pieśni pseudo-ruskich poetów, i rozpraw moskiewskich publicystów.
      W Moskwie, Kijowie, Petersburgu i t. d. mnóstwo pism wychodzi, wyłącznie temu celowi poświęconych.
      Zbioru rozlicznych poezji, Kobzar, Hajdamaki, Chata, Narodni opowidanja, Azbuki, Gramatyki i t. p. składają ogromną baterję na zagładę panów, a raczej powiedzmy szczerą prawdę, bogatszych.
      Organem koncentrującym w sobie wszystkie idee niwelizacyjne, komunistyczne, socialne i demagogiczne jest Osnowa, wychodząca w Petersburgu.
      Pismo to z mniejszą może zaciętością skierowane przeciw Polakom niż Dień, ale niebezpieczniejsze dla nas od tamtego, z powodu pewnego taktu i ostrożniejszego wyboru współpracowników.
      Wszystkim tym pismom nieśmiało i słabo wtóruje lwowskie Słowo, o którem mówić nie warto.
      Petersburgskie, moskiewskie i kijowskie czasopisma, pomimo rozmaitych odcieni stronnictw, odznaczają się — przyznać należy — liberalnemi dążnościami. Rzecz godna uwagi, że cenzura moskiewska zwykle tak sroga, toleruje najbardziej płomieniste artykuły, jeśli one tylko mówią o Polsce, lub jej częściach, w sposób dogadzający widokom rządu. Wszelkie inne pisma podlegają surowej kontroli.
 

21

      Jest to najlepszym dowodem, iż rząd przyjmuje wszelkie środki, byle dojść do celu; a liberalnej partji Rusinów, nieprzyjaznych Polsce, chociaż ostatecznemi wyobrażeniami przesiąkłych, nie obawia się.
      W Osnowie, w Dniu również jak w innych czasopismach wywołują się z pamięci indiwidualne jakieś zatargi lub nadużycia dawnych panów polskich, i te w uwydatnionych kształtach przedstawione, zwalają się na karb całej klasy. Archeologiczna komisja kijowska wyłącznie pracuje nad wydobyciem procesów, kryminałów, spraw wszelkiego rodzaju, które z dziecinną skwapliwością ogłasza.
      Nie wiem czy jest gdzie naród z aniołów czy świętych złożony, który-by nie miał w łonie swoim ludzi kary godnych a nawet potępienia.
      Ogromna Rzeczpospolita polska, zajęta ciągle wojnami, które staczała za wiarę, za siebie i Europę - nie była królestwem Bożem na ziemi; była królestwem ziemskiem, źle uorganizowanem w porównaniu z dzisiejszemi państwami cywilizowanej Europy, ale doskonale na owe czasy wyrażającem prawa narodów, wolności i własności. — Członkom archeologicznej komisji i innym przeciwnikom naszym z tego samego gniazda wychodzącym, zarzucają fałszowanie aktów i tym podobne nadużycia. Nie przeczę tym zarzutom. Być może, że i to się zdarza w gronie moskiewskich badaczy starożytności. Ale do czegóż służy takie oskarżenie? Czy błędy nasze tailiśmy kiedy? Czy nie wydawaliśmy sami wiele aktów, dotyczących się dziejów Polski, nic nie ukrywając? Czy nie jesteśmy narodem co może do zbytku, do
 

22

przesady z pewnym fanatyzmem nawet zwalał wszystkie nieszczęścia nasze na winy ojców? Wszakże w przysłowie nawet weszło, że: pokutujemy za grzechy ojców naszych.
      Cóż więc członkowie archeologicznej komisji e tutti quanti, cóż więc nowego o nas światu i nam odkryć i powiedzieć mogą? Jeżeli chcą się bawić wydawaniem ciekawych swych aktów, niech się bawią. Bogatsze, obfitsze źródło znajdą w aktach spraw kryminalnych.
      Czy pojedyncze nadużycia, występki choćby najpotworniejsze, mogą być zaliczone na karb całej klasy mieszkańców a tem bardziej całego narodu? Czy sumienność i bezstronność historyka pozwala na to? Nieco nam okażą zdeptanie praw człowieczeństwa, despotyzm, niesprawiedliwość w duchu narodu, w prawach, w instytucjach sejmowych, w organizacji państwa, wówczas rumienić się będziemy.
      Ale w tym względzie spokojnymi jesteśmy. Tylewiekowe usiłowania nasze w dążeniu do równości prawdziwej, chrześciańskiej, pomimo zgodny z duchem owego czasu opór arystokratyczno-szlacheckich wyobrażeń, są chlubnem świadectwem o nas i najpiękniejszą kartą naszych dziejów.
      Aby dać wyobrażenie, na jakich dowodach opierają nieprzyjazne nam zarzuty, pracownicy pism moskiewsko-ruskich, dość będzie przytoczyć jeden ustęp.
      W Osnowie str. 64, 65. stycz. 1862 czytamy
„W 1637 roku (niech czytelnicy zwrócą szczególną uwagę na datę; w 1637 roku; a zatem przed półtrzecia wiekiem!) Wojewoda Bracław-
 

23

ski, hetman polny koronny Mikołaj Potocki, zwyciężywszy kozaków pod Kumejkami i pod Borowicą, przeszedł na lewą stronę Dniepru, aby „uśmierzyć włościan, pomagających kozakom."
      Zuchwalstwo chłopów, według przytoczonej relacji wojewody wzrosło do tego stopnia iż „nie tylko wiele szlacheckiej krwi strumieni ale kapłańskiej rozlali. Kizimenko z drużyną swoją zamek xięcia na Lubnie złupił, szlachtę pozabijał, kościół spalił, Bernardynów kilku świętych ściął; nie dając ich żadnego chować, psom pastwiskiem czynił. Jakie tyraństwa, morderstwa, łupieżstwa poczynione, gdzie mi teraz po gościńcach aparaty kościelne i wiele sprzętów szlacheckich różni prezentują przy oddawaniu złoczyńców, widać jawnie, iż gdybym taką miał czynić ekzekucję jaką jest wina, wszystko bez ekscepcji Podnieprze i Zadnieprze przyszłoby w pień wyciąć." i t. d. Autor zsyła się na rękopism, znajdujący się w petersburgskiej bibliotece.
      Cóż w tej relacji widzi badacz starych dokumentów? Oto nic innego tylko to: „że wojewoda sam jedzie do Nieżyna, aby ich widzieć na palu", a później dodaje, nie wspominając już z jakiego źródła czerpie tę wiadomość, że wojewoda wyprawił sobie tryumf, obsadziwszy drogę z Niżyna do Kijowa palami, na których zatknięte były ciała ludzkie. Dalej powiada autor: „w relacji swojej opisuje Mikołaj Potocki okrucieństwo Ukraińców, dopełniane na szlachcie, żydach i katolickiem duchowieństwie i własną wymową oznacza stopień uraz, które rozbestwiły dobroduszną naturę ukraińskiego ludu." Nareszcie szydząc z chęci do sławy konkluduje

 

24

tem: „panom polskim nie przyszło nawet do głowy, że niegdyś ich potomkowie, pojąwszy wspaniały obłęd w jakim byli wychowani, w jakim żyli i umierali ich sławni przodkowie, będą błagać historyków i poetów, aby zapomnieli o ich bohaterskich czynach." (Osnowa tamże 66).
      Nie, bez żartu! Czy autor poematu i przypisów historycznych doprawdy myśli, że można bezkarnie zabijać, mordować, palić i pastwić się nad niewinnymi? Czy może nie wierzy w to wszystko ?
      Jedno albo drugie przypuściwszy, nic dziwnego, że owa odrębna jakaś i niedocieczona partja rusińska, złożona z tak zwanych przyjaciół ludu, apoteozuje zbrodnie, od których włosy na głowie powstają, apoteozuje krwawe czyny, które wołają o pomstę do Boga; wynosi na piedestał herostratycznej sławy, piewcę nieobeznanego z dziejami ludu tego, który ukochał. Nie dziwnego, że rzesza nieuków mniema iż Gonta i Zeleźniak byli bohaterami, męczennikami, posłannikami; ale pojąć nie można jak pisma publiczne, chcące przyświecać postępowi, wolności, prawom narodów dozwalają szerzyć się podobnym absurdom? *)
      Czemu szanowany współpracownik Osnowy czemu członkowie archeograficznej kijowskiej komisji nie raczyli wydać Manifestu grecko katolickiego duchowieństwa z województwa kijow-

*) Znam ludzi, którzy Karmeluka z Hołowczyniec, sławnego bandytę znanego na Podolu, herszta zbójców, zabitego przed kilkunastu laty przez jednego determinowanego szlachcica uznają za bohatera — a śmierć jego głoszą jako męczeństwo z rak szlachty polskiej. Pisma moskiewskie drukują pieśni jego.

 

25

skiego, roku tegoż 1768 miesiąca grudnia dnia 22. Czemu moskiewscy, petersburgscy, kijowscy badacze starożytności nie wspomną nigdy o historji tej epoki, która dzisiejszym poetom znad Dniepru służy za epopeę, dzisiejszym mniemanym przyjaciołom ludu, za hasło jego wolności; czemu nie przytoczą nigdy pamiętników Lipomana, pani Krebsowej z Mładanowiczów i księży Bazylianów humańskich?
      Zajrzyjmy do dziejów.
      Konfederacja barska, szerząca się na całem Podolu, Wołyniu i Ukrainie, straszną była dla Moskwy. Caryca Katarzyna II. daje rozkaz przygotowania ludu do rzezi, za pośrednictwem biskupa Perejasławskiego, Lincewskiego, i przełożonego monasteru, Mełchizedecha Jaworskiego. Ci rozsyłają całe swoje duchowieństwo schyzmatyckie po wsiach, ogłaszając chłopom iż chcą wyratować prawosławną wiarę z rąk Lachów i żydów. Dowodzą że wiara unicka jest dziełem szatana, że przy namaszczeniu księża uniccy używają nie oleju święconego, ale rybiego tłuszczu, i dowody swoje popierają obietnicą carowej zapłacenia za każdą głowę Lacha lub żyda po rublu srebrem a nadto w nagrodę na wieczyste czasy wolność i ziemię. Trzebaż było więcej do podburzenia ciemnego i zfanatyzowanego ludu? Lincewski i Jaworski wynajdują Żelezniaka, niegdyś zaporożskiego kozaka i rozbójnika, a później pokutnika przy pieczarskiej Ławrze w Kijowie, i powierzają mu naczelnictwo nad rozhukanem chłopstwem. Do niego przyłącza się Gonta; a odręczne pismo Katarzyny d. 1. czerwca 1768 r. mianuje Gontę hetmanem całej Ukrainy. Drugiem pismem wy-
 

26

daje rozkaz rzezi. Dnia 8. czerwca 1768 popi święcą noże po cerkwiach w imię Boga, carowej i wiary prawosławnej, a generał Kreczetników z żołdactwem swojem, przebranem w siermięgi chłopskie, pomaga hajdamakom. Gdy powstanie narodowe uśmierzono za pomocą podburzonego tym sposobem ludu, tenże sam Kreczetników z rozkazu Katarzyny ścigał hajdamaków i najokrutniejszemi nagrodził ich mękami. Polscy urzędnicy rzeczywiście okrutną śmiercią także karali złoczyńców. Ależ jaki kraj przebaczyłby tak potwornym zbrodniarzom?
      Wszystkie te wypadki aż nadto dobrze są znane. Trzebaż to co chwila przypominać?
      Skutki rzezi wiadome. Świadczą o niej współczesne pamiętniki, ogromna studnia zapełniona trupami uczniów szkoły humańskiej, i wspomniany wyżej manifest duchowieństwa, przez trzystu księży podpisany.
      Bezprzykładne okrucieństwa splamiły ten rzeczywiście dobroduszny z natury lud ukraiński. Przed stoma laty rząd moskiewski, równie jak dziś fałszywi apostołowie, zrobił go narzędziem pychy, politycznych widoków, religijnego fanatyzmu i mniemanej wolności. W przytoczonym manifeście czytamy: „Ogromna część duchowieństwa i szlachty zginęła pod nożami chłopów. Inni księża za swą stałość w zjednoczeniu z kościołem rzymskim zesłani w Sybir. Pozostali z domów własnych wypędzeni, kryli się po lasach, lochach, bagnach i błotach." Rzeczony manifest wymienia nazwiska księży, którzy z ręki zbójców wyginęli. „Kościoły sprofanowano; obrazy i przenajświętszy sakrament podeptano; sprzęty i ozdoby kościelne
 

27

zrabowano; kielichy kościelne do zwyczajnego napoju używano; kobiety i dzieci w okrutny i dziki sposób mordowano; matkom wnętrzności rozparano; dziewice szlachetne grubemu chłopstwu na ofiarę oddano. Dzieci nawet rozhukanego chłopstwa patrząc na tę okropną tyranię, przez ojców swoich dokonywaną, podobnież dzieciom katolickim robili. Ciała pomordowanych, które grzebać zakazano, psom na pożarcie oddawano. Gromady całe w Unji z kościołem rzymskim zostające, groźbą do przejścia na schyzmę i do podpisu zmuszono. Kapłanom katolickim, odprawowania nabożeństw i pogrzebów, pod karą śmierci zabraniano."*)
      Rzeczą już od dawna jest dowiedzioną, że hajdamaczyzna, również jak i wojny kozackie, nie powstała skutkiem narodowej nienawiści, gdyż tej nigdy nie było, ani też z ucisku panów, lecz jedynie była owocem zbrodniczych usiłowań petersburgskiego gabinetu. Przywódzcy okrutni tych zbójeckich szajek są bohaterami Szewczenka, Kulisza i ich przyjaciół!
      Cóż dziwnego, że szlachta ze zgrozą i przerażeniem patrzyła na manifestacje przy pogrzebie ukraińskiego śpiewaka. Rusińska partja szlachcie polskiej za zbrodnię to poczytuje.
      Możnaż okrucieństwa, dokonywane przez hajdamaków w XVIII, wieku, a przez kozaków w XVII. wieku, porównać ze srogością panów polskich, gdyby takowa istniała nawet w takich rozmiarach, w jakich nam przedstawiają zawzięci

*) Manifest wydano po raz pierwszy we Lwowie w r. 1850 w zbiorze: Materjały do konfederacji barskiej, wydal Szczęsny Morawski.
 

28

nieprzyjaciele nasi! Czyż godzi się nareszcie mścić się na dzisiejszem pokoleniu za krzywdy doznane przed wiekami? Czy to jest zasadą tej religji prawosławnej, której z taką gorliwością bronią przywódzcy demagogów? Gdybyśmy się chcieli policzyć — ożylibyśmy nie mieli daleko więcej powodów do prawa odwetu ?
      Ależ czyż dzisiaj w chwili zbratania się wszystkich klas w imię wolności, potrzeba jeszcze wywoływać z grobu przedwieczne urazy?!
      Zastanówmy się bezstronnie nad stosunkiem dawnych panów polskich z chłopami.
      Wspomniałem wyżej iż kraj polski z powodu swej rozległości, rządzony był przez miejscowych panów, którzy ześrodkowali w sobie władze urzędową, dla tejże samej przyczyny nie łatwo podlegającą kontroli.
      Władza panów była niekiedy srogą; ale srogość ta, była w duchu czasu i obyczajach ówczesnych.
      Związek patryarchalny uświęcał tę srogość. Pan był zarazem ojcem poddanych swoich. Obchodził się z nimi równie srogo jak z własnemi dziećmi, a zwłaszcza z synami. Do niedawnego czasu, bo do końca XVIII, wieku a nawet do początku wieku XIX. syn nie śmiał usiąść w przytomności ojca. Owe sławne Boćkowskie bizuny, były zarówno używane na grzbietach synów najbogatszych magnatów, jak i na grzbietach chłopów. Jeśli zaś kary za przestępstwa, jak wbijanie na pale i tym podobne surowe środki wymierzania sprawiedliwości, były przyjęte w Polsce, te zarówno znane były we wszystkich krajach Europy. W średnich wiekach ścinano głowy za
 

29

lada przewinienie; ojcowie nawet w zachodniej i południowej Europie, mieli prawo życia lub śmierci nad własnemi dziećmi; wieki XIII. i XIV. przedstawiają rażące przykłady okrutnej sprawiedliwości a często oburzającego bezprawia; w Polsce zaś najmniej widzimy śladów średniowiecznej barbarzyńskiej dowolności w sądzeniu i exekucjach.
      Dość przejrzyć statuta koronne i sejmowe, dość jest zbadać sumiennie prawa polskie, aby o tej prawdzie przekonać się. Całe Volumina legum popierają to twierdzenie. Moskiewscy badacze nigdy prawie do nich nie zaglądają, a jeśli sądzą ówczesne prawa polskie, to tylko ze stanowiska dzisiejszego postępu i dzisiejszej oświaty. Żaden naród o całe wieki nie wyprzedzał rozwoju ludzkości.
      Jeżeli nie było powszechnej wolności na Rusi, nie było też jej w Polsce. Arystokracja miała swoje przywileje.
      Ale w dwóch najwolniejszych republikach greckich, w Sparcie i Athenach, te dwa pierwiastki rozwijały się w jednej klasie, kosztem drugich; a pod "względem demokratycznych wyobrażeń, Europa w XVI. i XVII. wieku bynajmniej nie wyprzedzała Polski.
      W Polsce zaś przeciwnie, idee wolności, jakkolwiek nie rozciągające się na wszystkie warstwy narodu, były pierwej i lepiej pojęte niż w krajach, gdzie powszechna wolność i zasady socjalne wyrobiły się po strasznych dopiero zaburzeniach. Jeszcze nie znano w Europie słowa „równość", słowa, które z taką dumą wywiesiła na sztandarze francuzka rewolucja jako zdobycz krwawych zatargów, gdy w Polsce przywilej ten miał już obywatelstwa prawo.
 

30

      Alexander Jagiellończyk tę samą swobodę nadał mieszkańcom Rusi i Litwy, co i mieszkańcom Mazowsza; „Da żywot w miri i sohłasji błahorodnaje łycarstwo ruskoje z błahoradnym łycarstwom polskim i litowskim i da narody siji budut sojedyneny jak rownyji s rownymy i wolnyji s wolnymi, ibo ony jedinoplemenny."
      Król Zygmunt I-szy łącznie z senatem w roku 1509 nadał jednakie prawa i swobody jednakie Mazurom, Litwinom i Rusinom, dozwalając im przy tem wyznawać wiarę a jakiej kto zostawał.
      Król Zygmunt August też same prawa zatwierdził, a w roku 1557 wydał dla włościan wyłącznie prawo, znane pod imieniem Wołocznej sprawy, celem którego była szczególnie sprawiedliwość dla ludu kmiecego. Te zasadnicze prawa polskie, przygotowały już lud do unji lubelskiej w r. 1569.
      W Polsce pisano dla ludu prawa, w czasie gdy za Dnieprem nie miano jeszcze pojęcia o prawach człowieczeństwa. Jest to jednym dowodem więcej, iż ludzie cokolwiek myślący, bez względu do jakiej klasy należeli, woleli przywileje polskie niż despotyzm uorganizowany moskiewski, woleli unię lubelską niż tatarsko-moskiewską.
      Jeżeli chłopi nie byli zupełnie wolni w Polsce, nie byli też od razu wolnymi i w innych krajach Europy. Wszelako reforma włościańska przygotowywała się w Ojczyźnie naszej od dawna. Takie głosy jak Niemcewicza, Kołłątaja, takie czyny jak Staszyca, Brzostowskiego, Ogińskiego najlepiej świadczą o chęciach i usposobieniu narodu -
 

31

Kościuszko nosił sukmanę chłopską wtedy, gdy jeszcze żaden z przyjaciół ludu na wschodzie Europy o wolności chłopów nie zamarzył. Nieszczęścia Polski, pijanej jeszcze po Augustowskich rozpustach, nie dały jej zupełnie otrzeźwić się. Rozbiór kraju zparaliżował wszelkie usiłowania jej na tej drodze. Naród ocknął się, z olbrzymiem wysileniem wziął się do pracy. Moskwa przezwała Polskę klubem Jakobinów i wolność ludu w kolebce zadławiła.
      W niewoli, w ucisku, pod jarzmem niesłychanem, Polacy nie przestali pracować nad spełnieniem posłannictwa swego. Wolność ludu była ich celem.
      Rok 1825 i 1830 są chlubnem świadectwem tych usiłowań. Z rozpraw rządu narodowego widzimy, iż ostatecznym wynikiem rewolucji miało być uwolnienie włościan. Lelewel i Mochnacki najwyraźniej przedstawiali te dążności. Partja umiarkowanych sprzeciwiała się temu, nie przez konserwatyzm, lecz z obawy wprowadzenia anarchji w tej stanowczej chwili gdzie potrzeba było spokoju i lada. Moskwa raz jeszcze przez wzięcie Warszawy, położyła koniec naszym zabiegom, tłumiąc rewolucję.
      Emigracja polska, w towarzystwie demokratycznem zawiązanem zaraz po uśmierzeniu rewolucji 1830 roku, rozwinęła zasady wolności ludowej, które dziś jeszcze mogłyby służyć za naukę moskiewskim i petersburgskim liberalistom. Męczeństwo Wołłowicza, Zawiszy, Konarskiego i tylu innych, krwią zapisało pracę szlachty polskiej dla ludu.
 

32

      Gdy zjawił się Szymon Konarski, wszyscy prawie właściciele ziemscy całej Litwy i całej Rusi przystąpili do związku; kobiety nawet wzięły w tem najczynniejszy udział. Celem propagandy było: porównanie wszystkich klas, oswobodzenie ludu a za jego pomocą, wyzwolenie Polski.
      Cała szlachta Podola, Wołynia i Ukrainy, jęła się gorliwie do pracy. Lud z radością i otuchą garnął się do niej. Spiskowi w krótkim czasie ogromne uczynili postępy.
      Odkryto zamach w roku 1838-mym. Konarskiego rozstrzelano. Tysiące obywateli Litwy i Rusi zesłano na Syberję. Czterech głównych przywódców na Podolu, Wołyniu i Ukrainie: Kaspra Maszkowskiego, Borowskiego, Doktora Boprego i Frydryka Michalskiego, chciano powiesić w Kijowie, potem po odegraniu komedji, wywleczono z pod szubienicy i oddano do ciężkich robót. Młodzież uniwersytetu kijowskiego, należącą do propagandy, skazano w sołdaty na Kaukaz i do orenburgskich rot aresztanckich. Kobiety, jedne bito rózgami, drugie, jak p. Ewę Felińską, panny Wilczopolską, Michalskie i wiele innych wywieziono do Syberji i w głąb moskiewskiego państwa.
      Osierocone rodziny zostawały czas jakiś w otrętwieniu. Wówczas to zaczął się straszliwy teroryzm, gdy na odgłos dzwonka drżał każdy, a kobiety w konwulsje wpadały.
      Ale ziarno między ludem rzucono. Polacy nie poprzestali na tem. Zdawało się, iż męczeństwo było dla nich bodźcem do pracy. Na Podolu zjawił się Rufin Piotrowski pod imieniem Cattaro
 

33

      Szlachta szybko z nim porozumiała się. Lud znowu był celem ich pracy. Zamiar nie udał się. Piotrowskiego oddano do ciężkich robót. Mnóstwo młodzieży uwięziono w twierdzy kijowskiej; z tamtąd wywieziono na Sybir. W Galicji inni rozpoczęli trud nad uwolnieniem ludu. Wypadki roku 1846. położyły koniec i zabiegom szlachty polskiej na sejmach galicyjskich.
      Rządy widziały się zmuszonemi nadać wolność chłopom. Usiłowania szlachty polskiej nie ustawały.
      Po krwawych zaburzeniach, rząd austrjacki włościan uwolnił. Generał-gubernator Bibików, obfity w pomysły, znalazł inne środki. Pod pozorem ucisku, nadał trzem guberniom, któremi rządził, inwentarze, określające stosunki właścicieli ziemskich do włościan. Za jego staraniem zaprowadzono podobne inwentarze na Litwie. Było to w roku 1848. Za Dnieprem i w całej Moskwie niewolnictwo chłopów w niczem nie było zmniejszone. Na Litwie i Rusi chłopi za ziemię wydzierżawianą od właścicieli, obowiązani byli odrabiać po trzy dni z chaty t. j. z rodziny włościańskiej co tydzień, co wynosiło 150 dni na rok, należnych za grunt od 15-tu do 30-tu morgów ziemi mający. Za Dnieprem i w całej Moskwie chłopi odrabiali za mniejszą przestrzeń ziemi po trzy dni z duszy co tydzień.
      Przywilejów tych z rąk rządu moskiewskiego, na całej Rusi chłopi przyjąć nie chcieli. Wszyscy bez wyjątku wołali: „Wolimy dawne prawa. My chcemy żyć z panami. Niech będzie po staremu." — Na Podolu, Wołyniu i Ukrainie liczne pojawiły się bunty. W wielu miejscach prawidła
 

34

inwentarskie (jakkolwiek należy im oddać sprawiedliwość, iż zapobiegały nadużyciom) okazały się uciążliwsze, niż dawna robocizna.
      Wprowadzono je jednak silą bagnetów i batogów.
      W czasie wojny krymskiej, chłopi na Ukrainie zaczęli się kupić w ogromne gromady. Chcieli wolności prawdziwej, politycznej. Reformy rolnicze nie mogły ich zadowolić. Przychodzili do panów, których nazwiska zmuszony jestem zamilczeć, ostrzegając ich: „aby się niczego nie obawiali, bo oni coś zamyślają, ale będą strzegli pańskiej własności, pańskich domów, pańskich toków i pańskich dzieci." (Przytaczam dosłownie.) Jakoż rzeczywiście ustanowili zaraz wartę z pomiędzy siebie i surowo karali tych, którzy spasali zboże, lub naruszali cudzą własność. Działo się to w powiatach Skwirskim, Bogusławskim, Wasylkowskim, Taraszczańskim, Humańskim i innych. W tym samym kraju, gdzie była rzeź z namowy Katarzyny II-giej, chłopi zebrani tłumnie po wsiach i karczmach, mówili do przejeżdżającej szlachty: „Nie bójcie się; my nie ci co byli za czasów koliszczyzny, my mamy rozum, i wiemy zkąd nam dobro przyjdzie. My wiemy za co biją się Francuzi z Moskalami. Tam chodzili nasi czumacy po sól. Tam są Polacy. Tam jest i Michałko Hałczynecki (Czajkowski.)"
      Czynności swoje rozpoczęli Ukraińce od gonitwy za sprawnikami, stanowymi i popami. Tych najprzód chcieli sprzątnąć; ustanowili straż, aresztowali podróżnych, znalezione papiery palili, Polaków puszczali a urzędników w czerwonych
 

35

kołnierzach, uwięzionych odsyłali do swoich naczelników.
      Rząd spostrzegł wielkie niebezpieczeństwo. Szybko temu zapobiegł. Wystąpiły liczne wojska. Chłopów kartaczowali; wziętych na placu zabijano pałkami. Wielu nieszczęśliwych padło ofiarą.
      Od tego to czasu, to jest od r. 1854 zaczęła się gorliwa propaganda partji rusińskiej, która zwróciła usposobienie chłopów w inną stronę.
      Rząd jej całemi siłami teraz pomaga, a dzisiejsi stronnicy partji rusińskiej, spiskują w biały dzień pod opieką caratu.
      Po ukończeniu wojny sewastopolskiej i konferencjach paryzkich, zwrócony wzrok Polaków na południe i zachód, znowu się zasępił. Przekonano się więcej niż kiedykolwiek, iż tylko na własne siły możemy i powinniśmy liczyć. Lud był zawsze przedmiotem starań dobrze myślących ludzi.
      Pierwsza szlachta litewska, dała hasło wolności dla ludu śmiałym adresem, podanym do cesarza Aleksandra II-go w 1857 roku. Za nią poszła szlachta podolska; za przykładem podolskiej szlachty kijowska i wołyńska.
      Nawet najnieprzyjaźniejszy nam organ Dzień nie mógł zataić tej prawdy. W Nr. l-szym r. 1861 wspomina, iż po reskrypcie cesarskim w oktobrze 1857. do trzech zachodnich gubernji (Podola, Wołynia i Ukrainy) wydanym, Moskwa pierwsza przystąpiła do ułożenia podobnego adresu.
      Za staraniem więc szlachty polskiej, po wielu bezskutecznych spiskach, za wyraźnem żądaniem właścicieli ziemskich, wyszedł pamiętny
 

36

manifest 19-go lutego 1861-go roku, ogłaszający wolność rolniczemu ludowi.
      Chłopi nie dowierzając zawsze rządowi, nie przypuszczając nawet, aby wolność pochodzić mogła od Moskali, nie chcieli jej przyjąć. Powstały zaburzenia między ludem, które trzeba było uśmierzać za pomocą bagnetów i pałek.
      Chłopi uczuli, iż przechodzą z pod władzy panów, pod władzę nienawistnej im policji. Jak przed tem tak teraz wołali znowu: „Nie chcemy nowego porządku; niech będzie po staremu."
      W niewiadomości swojej i ciemnocie w jakiej rząd z umysłu utrzymywał ich, nie mogli zrozumieć nowego położenia swego. Pod imieniem wolności wyobrażali sobie prawo do cudzej własności i zupełną nieczynność. Zachcenia chłopów zaczęły przybierać groźną postawę. Rząd z jednej strony, demagogowie przewodniczący partji rusińskiej z drugiej, zobaczyli obfity połów w tej mętnej wodzie. W tym samym czasie Towarzystwo rolnicze warszawskie, wydało projekt oczynszowania i uwłaszczenia włościan. W tymże samym roku, zaszły wypadki warszawskie. Manifestacje rozpowszechnione po całej Polsce; nabożeństwa uroczyste po wszystkich kościołach; ogólna żałoba—wskazały granice ziemi polskiej."
      Rząd korzystał z tej okoliczności. Wmawiał w lud, iż panowie polscy buntują się przeciw Carowi, za to ze mu nadał wolność. Demagogowie chcąc wzajemnie odsłużyć się za okazywaną mu opiekę, ze wszystkich sił pomagali moskiewskim agentom.
      Śmielsi dowodzili chłopom, ze ani car, ani panowie polscy, ale oni, to jest dowódzcy stron-
 

37

nictwa rusińskiego, tę laskę całemu uciemiężonemu ludowi wyświadczyli.
      Chłopi nie wiedzieli komu wierzyć! Straszliwa nieufność ich opanowała. Zdawało się im, że ich wszyscy oszukują.
      Pomiędzy demagogami widzieli paniczów, przebranych w świty chłopskie; wyobrażali więc sobie ze są panowie, którzy przebierają się w mundury gubernatorów, generałów, sprawników.
      Jakkolwiekbądź, imię mistyczne: car, było w ustach wszystkich. Tylko starzy ludzie spodziewali się dobra od króla polskiego.
      Tak było długo, aż tradycje żywe w tym ludzie i zdrowy rozsądek, wzięły przewagę nad intrygami nieprzyjaznych sprawie polskiej burzycieli.
      Porównywając prawidła nowej reformy włościańskiej, widzimy najwyraźniej jaka była różnica stosunków rolniczych u nas i za Dnieprem.
Tam dopiero manifest z 19. lutego 1861 r. zniósł prawo własności nad poddanymi i ich dobytkiem.
      W malej Rusi (Połtawskiej i Czernigowskiej gubernji) jak również w całej Moskiewszczyźnie pomieszczyk nie tylko był panem swoich włościan ale był właścicielem ich wołów, koni, owiec, kur.
      Gdy chłopom podolskim i ukraińskim czytano zniesienie tego prawa za Dnieprem, śmieli się i nie wierzyli, aby takie prawo mogło istnieć gdziekolwiek.
      Tam chłop nie mógł rozporządzić się swoją własnością, bez zezwolenia dziedzica, nie mógł sprzedać ani nająć swoich wołów lub koni.
 

38

      Nie dość na tem. Za panowania cesarza Aleksandra I. w państwie pod jego rządami zostającem, przedawano ludzi na wagę, od 20 do 25 kopijek za funt. Zwyczaj ten upowszechniony był szczególnie w guberniach: Ekaterynosławskiej, Cherzońskiej, a zwłaszcza w Besarabji, gdzie cyganie przedstawiali najobfitszą gałąź tego zyskownego handlu.
      W oficjalnem źródle w Petersburgu roku 1861 wydanem, (Krepostnoje, nasielenje w Rosji Trojnickoho), widzimy iż według ostatniego popisu ludności z roku 1858 liczy się w państwie moskiewskiem dworowych ludzi 1,467.378 osób.
      Nie Wszyscy wiedzą co to są dworowi ludzie o których nigdy ani Polska, ani żaden europejski kraj nie słyszał. Słów kilka to objaśni.
      Dworowi ludzie są to niewolnicy, jeszcze więcej zależni od swoich panów moskiewskich, niż krepostni chłopi, których stosunek do swoich pomieszczyków, dopiero wyjaśniłem.
      Cóż więcej być może? spytają zdziwieni czytelnicy. Dworowi są to ludzie bez domu, bez ziemi, bez żadnej własności, bez duszy nawet własnej; bo rozum, zdolności do nich nie należą.
      Moskiewscy pomieszczyki zwykli oddawać swoich dworowych na naukę i wykształciwszy ich na rzemieślników, artystów, lekarzy nawet lub nauczycieli, pobierali do swojej kieszeni dochód, jaki oni pracą zarabiali.
      Rozumie się, nie mieli oni prawa układać się o wynagrodzenie. Właściciel ich ciała i ich zdolności naznaczał roczną cenę za pracę.
      Takich ludzi, oficerowie moskiewscy, dienszczyków, kuczerów i t. d. w djabełka lub fara-
 

39

ona stawiali na kartę. „Wańka paszoł precz! Ty uże nie moj" było pożegnalnem słowem dla tych nieszczęśliwych. „Słuszajus" odpowiedział z pokorą niewolnik.
      W Polsce, właściwie mówiąc, niewolnictwa nigdy nie było. Byli poddani to jest poddani pod władzę arbitralną wprawdzie, ale nie tyrańską. Byli to rolnicy glebae adscripti, przywiązani, przypisani do roli. W Moskwie zaś byli krepostni to jest przytwierdzeni do dziedziców. W tem znaczeniu wyraz poddany nie używa się nawet w moskiewskim języku. Subjestus, sujet, poddany zupełnie różni się od przyjętego przez niektórych francuzkich pisarzy serf. Niewolnictwo było tylko w Moskwie.
      Po zniesieniu tak zwanego statutu litewskiego, i po zaprowadzeniu Swoda zakonów moskiewskich, wolno było ludzi sprzedawać jak bydlęta.
      Dopiero cesarz Mikołaj zabronił sprzedawać ludzi bez ziemi, wyłączywszy jednak od tego przywileju dworowych.
      Porównawszy stosunki rolnicze w Polsce ze stosunkami rolniczemi w całej Moskwie, widzimy rażącą różnicę. Dość przejrzyć powinności włościan, wymienione w starożytnej Polsce Balińskiego i Lipińskiego; dość przejrzeć akta lustracyjne i inwentarze dawne pierwszego majątku, aby przekonać się o tem.
Niezaludnione niegdyś obszary Ukrainy i Podola, okryły się siołami za staraniem polskich magnatów, którzy przybyłym zewsząd chłopom za bezcen, za robotę wartującą kilkadziesiąt złotych polskich rocznie, rozdawali ogromne pola, niemierzone, nie tknięte ręką ludzką. Nie jeden
 

40

gospodarz włościanin, posiadał tyle ziemi, ile dziś dziedzic jednej wsi posiada. Są to rzeczy aż nadto dobrze wiadome każdemu, z miejscową historją obeznanemu, aby mogły podlegać jakiemu sporowi. A działo się to niedawno; bo nie dawniej, jak przy końcu XVIII, i na początku bieżącego wieku. Starzy ludzie to pamiętają a chłopi doskonale wiedzą. Trzeba tylko żyć z ludem i słuchać jak rozprawiają szczo to buło za Polszczy, w ówczas inaczej wszystko się wyda tym co o losach włościan wyrokują z trójnoga socjalnych teorji lub za redaktorskiem biórkiem. Oni to dziś żyjący, jeszcze powiedzą, że ziemia rozdawała się na taką miarę, „jak oko zajrzało, albo jak zamachem ręki zasięgnął, albo wiele mógł piechotą obejść za dzień, albo wiele mógł pługiem oborać wkoło. Średniego wieku włościanie słyszeli o tem od ojców swoich. Mógł że być docisk, gdy włościanie posiadali takie obszary ziemi jakie sami wziąść chcieli? Niech odpowiedzą sami chłopi. Do nich odwołuję się, ile ich ojcowie i dziadowie mieli zboża, wołów, koni, owiec, pasieki, a ile dziś mają?
      Lubomirscy, Potoccy i inni najwięcej przyczynili się do wzrostu ludności na Ukrainie i Podolu; zewsząd zbiegano się i zaludniano słobody. Tak zwani do dziś dnia Mazury, choć już ani słowa po polsku nie umieją, napełniający dotąd całe wsie w niektórych okolicach Podola i Wołynia, są to wychodźcy z Mazowsza. Mnóstwo ich w powiatach Kamienieckim, Proskirowskim, Łatyczowskim, Konstantynowskim, Żytomirskim, Owruckim, Krzemienieckim, Łuckim i t. d. Rusini miejscowi do dzisiejszego dnia nazywają ich
 

41

Mazurami, albo nawet Lachami. Wszyscy oni byli wyznania katolickiego. Z powodu prawa o mieszanych małżeństwach, z całą srogością za Mikołaja wykonywanego, przeszli na schizmę; ale zachowali nawet nazwiska mazowieckie. Nie ucisk panów gospodarujących na Rusi sprowadził ich ztamtąd. Są to bijące w oczy fakta, przeciwko którym złość nic nie pomoże.
      Każdy osadnik przez pierwszych kilka lat nie ponosił najmniejszych ciężarów. Później gdy uregulowano grunta, i zaprowadzono jaki taki porządek, odrabiał w rok 13 dni i płacił podymne, to jest po złotemu od komina. Do dworu dawał prócz tego czynszu ćwierć żyta, dwanaście garncy owsa i dziesięcinę od bydła i pasieki. Zważywszy, iż najuboższy gospodarz miewał po kilkanaście sztuk koni, kilkadziesiąt owiec i po sto lub więcej pni pasieki, łatwo przekonać się, iż miał środki zbogacenia się i opłacenia się dziedzicowi. Przy tem wiele rzeczy pomiędzy panem a gromadą było wspólnych. Komunizm był w praktyce u panów polskich wtedy, gdy jeszcze nikt o tworzeniu teoretycznych abstrakcyj nie myślał. Wypasy na łąkach i ugorach, drzewo, opał były wspólne. Ztad to powstało przekonanie u włościan, iż pańska własność jest zarazem ich własnością. Jeszcze dotąd chłop złapany na gorącym uczynku kradzieży drew w lesie, dziwi się gdy go pociągają do kary za złodziejstwo.
      „Alboż ja ukradłem? — powiada — ja wziąłem u swego pana, jak gdyby wziął mąż u żony albo syn u ojca."
      Objaśnił to dobrze młody znakomity nasz pisarz w polemice swojej pod tytułem List ze wsi.
 

42

      „Włościanin — powiada ten autor - rozumuje w ten sposób, że na wszystkie te rzeczy nikt nie pracuje i że natura dala wszystkim bez wyjątku drzewo, trawę, jak zwierzynę, las, ryby, owoce. Zwalczenie przeszkód na drodze przypłaszczenia sobie cząsteczki owej własności ogólonej, uważane bywa jako zuchwalstwo, a bynajmniej nie jako coś upakarzającego. Pomimo to jednak pomiędzy włościanami jest ogólna dążność do wyosobnienia się i życia na własny rachunek. Dojrzały syn chciałby mieć zaraz chatę i pole własne. Doszedłszy do niezależnej chudoby, staje się on panem samowładnym — w domu, nie urządzając go bynajmniej nakształt gminnego wieca. Objawy komunistyczne tam tylko miewają miejsce, gdzie wobec interesu ubogiej i zazdrosnej gromady stoi interes pana."
      „Ale — powiedzą mi przeciwnicy nasi —jeśli tak było za polskich czasów, działo się zupełnie inaczej przed kilkunastą i kilkudziesięcią laty."
      Prawda; nie przeczę. Ale rozważmy bezstronnie przyczyny ucisku włościan w ostatnich czasach.
      Po uśmierzeniu rewolucji polskiej w 1831. roku cesarz Mikołaj powziął zamiar wytępienia radykalnie całej szlachty polskiej. Z szczególną zawziętością obrócił wzrok swój mściwy na Podole, Wołyń i Ukrainę. Wydał więc rozkaz, aby obmyśleć sposób przesiedlenia na dzikie stepy wschodniej Moskwy i na Syberję wszystkich właścicieli ziemskich Polaków bez wyjątku.
      Rozkaz ten znajdował się w ręku gubernatora podolskiego Łubianowskiego. Młodzieniec służący w kancelarjl jego, nazwiskiem Horenlad,
 

43

wykradł ten rozkaz i wydal go za granicę do ogłoszenia. Dyplomacja europejska zwróciła oczy na ten projekt. Horenlad miał być skazany jako zbrodniarz stanu. Ułatwił mu ucieczkę kanonik kapituły kamienieckiej, ksiądz Deodat Torosiewicz.
      Rząd moskiewski wstrzymał się z projektem. Obmyślono środki wyniszczenia rodu polskiego w samem gnieździe. Chciano moralnie i umysłowo zabić dzieci i młodzież.
      Wówczas to posypały się ukazy, kasujące szkoły jedne po drugich; wówczas to nie wolno było przyjmować obowiązku nauczyciela bez upoważnienia rządu, pod karą więzienia lub wygnania. Szkoły Pijarów, Bazylianów zamknięto wszystkie. Szkółki powiatowe i parafjalne zniesiono. Liceum krzemienieckie, akademię wileńską zniesiono.
      Naród cały ujrzał się nagle bez kierownictwa, bez przewodników, bez oświaty. Z Zachodem przerwano wszelkie stosunki. Granice strzeżono tak ściśle, iż w Polsce pod panowaniem Moskwy będącej, wiedziano lepiej co się dzieje w Chinach, niż w bratnich prowincjach: Galicji lub w Poznańskiem.
      Cenzura tak była obostrzoną, ze książek polskich w kraju prawie nie było. Najlżejsze pismo tchnące wyższą myślą, było poszukiwane i konfiskowane. Właścicieli tak zwanych książek zakazanych wysyłano do Syberji. Rodziny całe wywożono kibitkami w głąb Moskwy na wygnanie lat kilka i kilkanaście nieraz trwające, za najniewinniejsze korespondencje z zagranicą; w wielu domach podejrzewanych o przechowywanie
 

44

dzieł zabronionych lub listów, zrywano posadzki, rozpruwano materace w sprzętach.
      Wszelkie publiczne zjazdy, były najsurowiej wzbronione. Na każde imieniny, na każde liczniejsze zgromadzenie, zjawił się zawsze urzędnik policyjny.
      Śledzono wyraz twarzy ludzi podejrzanych; i o niebezpiecznych złoumyszlennikach (mal intentionnés) choć żadna wina nie ciężyła na nich, dawano wiedzieć potajemnie do wyższej władzy.
      Nie wolno było pisać, czytać, mówić, myślić!
      Stosunki nawet sąsiedzkie były przerwane. Nie było wolno wyjeżdżać do przyległej gubernji bez paszportu; a na paszport trzeba było czekać pół roku i więcej.
      Tak więc od razu naród cały pozbawiony był życia publicznego i światła.
      Tymczasem tworzyły się szkoły według nowego programatu. Język słowiański i moskiewski, literatura moskiewska i obszerne dzieje Moskwy, tudzież matematyka, składały system naukowy. —
      Starsze pokolenie tułało się w emigracji, lub jęczało w Syberji. Młodsze dźwigało jarzmo teroryzmu i ucisku. Dzieci zabijano nauką o carze i ojczyźnie Moskwie, lub uczono musztry, która wchodziła w program szkolnych nauk.
      Nie dość na tem. Po miasteczkach, gdzie były szkoły, zostali jeszcze nauczyciele dawni, którzy utrzymując uczniów uczęszczających do klas, wpajali w te młodociane umysły miłość kraju i obowiązki dla nieszczęśliwej Polski. W Żytomierzu, Kijowie, Kamieńcu, Winnicy i innych miastach, gdzie założono gimnazja nowe, było
 

45

wielu opiekunów czuwających jak aniołowie-stróze nad młodzieżą wystawioną na najzgubniejsze wpływy ze strony moskiewskich zbirów. Tym obrońcom tradycji polskich i dzieci polskich, należy się cześć i wdzięczność narodu. Ale rząd czujny spostrzegł prędko gdzie niebezpieczeństwo. Wnet zamknięto prywatne pensjony. Nauczycielom Polakom wzbroniono uczniów utrzymywać, a w roku 1840 zaprowadzono tak zwane kazarmy czyli powszechne publiczne kwatery (obszczija kwartiry.)
      W najtańszych i nich uczeń był przymuszony płacić sześćdziesiąt rubli (240 fr.) rocznie, a drugie tyle za książki elementarne, które w pół roku zmieniano w skutek rozkazu ministerstwa oświecenia przekupionego przez autorów.
      Uboższa więc klasa, pozbawioną była wszelkich środków kształcenia się. Całoroczna pensja oficjalisty nie wystarczała na utrzymanie ucznia w szkołach — tem bardziej gdzie takowe o mil kilkadziesiąt były oddalone jedne od drugich. Przy wstępie zaś ucznia do szkoły, nie pytano o to co umie, ale najprzód czy ma świadectwo heroldyjne, to jest, czy jest szlachcicem ? A że większą część szlachty skasowano i zapisano w poczet jednodworców, więc nawet ta barbarzyńska oświata jeszcze była dla wielu niedostępną.
      W tak rozpaczliwym stanie, wzrastało całe pokolenie bez zasad, bez oświaty, bez ukształcenia.
      Możnaż się dziwić, że wyrodziły się opaczne pojęcia o stosunkach, o prawach ludzkości, o prawach obywatelstwa ? Możnaż się dziwić, że szlachta polska dopuszczała się nadużyć względem
 

46

włościan, gdy w niej starano się zagładzić wszelkie uczona sprawiedliwości? Ale duch Boży czuwał nad tą garstką. Były wyjątki, których opinja publiczna, jakkolwiek skryta i nieśmiała, wnet potępiła; a za każdym błyskiem światła powstawały roje obrońców wolności, o których świadczą Sybir, Kaukaz i uralskie bataljony.
      Zwolennicy partji rusińskiej, zarzucają polskiej szlachcie rozmyślne tłumienie narodowości rusińskiej, której bronią zapamiętale, wykazując różnicę języka ruskiego od polskiego. Ztąd wyprowadzają wniosek, iż szlachta polska niedbając o oświatę ludową na podstawach żywiołu rusińskiego, stara się utrzymać lud w ciemnocie lub wynaradawiać go na korzyść polskiego elementu.
      Cokolwiek głębiej zastanowiwszy się nad tym zarzutem, dziwić się potrzeba, dlaczego ludzie więcej myślący a nieprzychylni Polakom, sami nie znajdą odpowiedzi w otaczających, uderzających oczy faktach.
      Chęć tłumienia narodowości rusińskiej mylnie i niesprawiedliwie przypisywaną jest Polakom. Nie ma dowodów, popierających ten zarzut. Że zaś Polacy narodowości tej nie osłaniają opieką swoją, to jeszcze nie wykazuje nieprzyjaznych zamiarów szlachty.
      Gdybyśmy byli pod panowaniem germańskiem, narodowość rusińska nie byłaby dla polskiej narodowości straszną; gdyby Moskale nie usprawiedliwiali zaborów swoich wyparciem się nawet pierwiastkowego nazwiska swego, a podszywając
 

47

się pod narodowość ruską: wówczas żywioły ludowe tej prowincji nie miałyby w oczach naszych materjału, mogącego grozić narodowości polskiej; —gdyby na koniec dzikie pretensje zwolenników stronnictwa rusińskiego nie dążyły do utworzenia oddzielnego narodu, choćby ze szkodą Polski, choćby z korzyścią dla Moskwy: wtedy bratnią podalibyśmy dłoń bratniej narodowości, i szlibyśmy z nią ręka w rękę do wolności, do światła.
      Ale w dzisiejszych okolicznościach, przy obecnej oświacie ludu, przy teraźniejszych wpływach schizmatyckiego rządu na włościan, podnosić narodowość rusińską, znaczyłoby podnosić narodowość moskiewską, która gwałtem wciska się do narodowości ruskiej.
      Sami będąc pod przemocą, możemyż skutecznie wpływać na lud? Tysiące indywidualnych usiłowań pryska pod naciskiem pierwszego rozporządzenia rządowego. Szlachta polska może działać tylko skrycie; rząd działa jawnie. Szlachta ufności włościan nie posiada, bo ją zniszczyły smutne dzieje Polski, bo ją wykorzenił rząd, bo ją ostatecznie podkopują demagogowie i Russomani; rząd zaś ufności tej nie potrzebuje, zaprowadza szkoły, uczy pacierza, zaczynając od wiary w cara, nasyła na lud popów, żołnierzy i stanowych, a lud w odrętwieniu i oczekiwaniu jakiejś przyszłości, błąka się nie pewny, żadnej już dzisiaj nie zeznając idei.
      Z tego odrętwienia rząd zbrojny w szumne a dźwięczne słowa wolności, korzysta, i nie traci czasu; a jak starannie oddziela narodowość ruską od narodowości polskiej, dość powiedzieć że ksią-
 

48

żek w narzeczu ruskiem nie dozwala drukować polskiemi czyli łacińskiemi literami.
      Stronnicy więc Rusi chwycili się tego sposobu, przez rząd moskiewski podanego. Piszą i drukują moskiewskiemi, nie słowiańskiemi, ale wyraźnie moskiewskiemi literami. Śmieszny, potworny wyrasta ztąd język, którego ani Moskale ani Rusini nie rozumieją. Głoska e, która zawsze w języku moskiewskim wymawia się je, wchodzi w język rusiński, który znów zawsze tę głoskę, wymawia twardo. Mnóstwa zaś słów rusińskich moskiewskiem pismem oddać niepodobna*)
      Porównajmy dla przykładu pieśń kozaków ukraińskich, wołyńskich i podolskich z r. 1831.
Pisząc polskiemi literami czytamy:

Hej kozacze, w imia Boha!
Wże hołosyt w cerkwi dzwin —
Komu myłyj dim, neboha,
Za proklatym na wzdohin!
      Razom, razom na wraha!
      Hurra—ha! hurra—ha!

Kopnyś koniu kopytom,
Chotiaj pina potecze;
Ja zaklawsia, korolom,
Szczo bis Moskal ne wtecze,
      Szczo zjuszyt-sia rid wraha!
      Hurra—ha! hurra—ha!

Ne bijte-sia laćki dity,
Pyjte wyno u stoła:
Teper możete sedity,
Jak pid kryłom anheła —
      Bo strił chmara na wraha!
      Hurra—ha! hurra—ha!

———
*) Czy zastanowili się wreszcie nad tem pisarze rusińscy, że przyjmując litery moskiewskie, czynią rozbrat z Europą a chylą się ku Azji? —

49

Hodi tobi w Polszczi braty,
Tutki marne propadesz,
Hodi tobi panowaty,
Wże ne wijdesz, ne wijdesz!
      Hej! na Moskwu, na wraha!
      Hurra—ha! hurra—ha!

      Język piękny, jasny, dźwięczny i zrozumiały dla ludu całej Rusi.
      Gdyby napisać tę samą pieśń moskiewskiemi głoskami, stosując się do ducha i zwyczaju moskiewskiej mowy, potrzebaby czytać:

Giej Kozaczie w imia Boga!
Wzie gałosit w cierkwi zwin—
Komu myłyj dim, nieboga,
Za proklatym na wzdogin!
      Razom, razom na wraga!
            i t. d.
Kopnyś koniu kopytom,
Chatiaj pina potieczie,
Ja zaklawsia karalom,
Szczo bis Moskal nie wticzie,
      Szczo zjuszyt-sia rid wraga!
            i t. d.
Nie bijtie-sia lacki dity,
Pyjrie wyno u stoła:
Tiepier możietie siedity,
Jak pid kryłom angieła —
      Bo strił chmara na wraga!
            i t. d.
Godi tobi w Polszczi graty,
Tutki marnie propadiosz,
Godi tobi panowały,
Wżie nie wijdiosz, nie wijdiosz!
      Giej! na Moskwu, na wraga!
             i t. d.

      Wyrazów: Giej, gałosit, wzdogin, godi, żaden Rusin nie rozumie.
 

50

      Śliczny język Padury i rusińskich piewców, sparodjowali sami przyjaciele ludu dzisiejsi.
      Dowodzą oni, iż wielka jest różnica, języka rusińskiego od polskiego, a stronnicy Moskwy utrzymują, że język rusiński więcej zbliżony do moskiewskiego niż do polskiego.
      Na te filologiczne spory najlepiej odpowiada sam lud. Przytoczę tu rzeczywistą anegdotę, która niedawno zdarzyła się.
 --- Na Podolu pewien moskiewsko-niemiecki obywatel, wszczął sprzeczkę z jednym pojednawczym pośrednikiem, o podobieństwie tych języków. Dowodząc iż język chłopów podolskich mało się różni od moskiewskiego, utrzymywał Moskal, iż Podole jest Rosją.
      „Zaczekaj pan — rzekł pośrednik — tę kwestję stanowczo rozwiążą nam sami włościanie. Wyjdź pan do nich i tłumacz im prawa rolnicze swoim językiem."
      Obywatel przemówił do nich po moskiewsku, siląc się objaśnić prawa, których nie rozumieli.
      „Ponimajetie? — zapytał chłopów skończywszy. A chłopi byli sami Rusini.
      „Jakże my możemo ponymaty, koły pan howoryt do nas po mośkouśky" — odpowiedzieli.
      „Kak? Ni adnawo słowa nie ponimajetie?"
      „Ani jednoho słowa ne rozumijemo" — odpowiedzieli włościanie.
      „Posłuchajcież teraz mnie, moje dzieci! — zawołał pośrednik — ja wam wytłumaczę." I zaczął im wykładać znaczenie prawideł rolniczych po polsku.
      „Rozumiecie ?" — zapytał gdy skończył.
 

51

„A jakże ne rozumijemo! — zawołali chłopi. Teper rozumijemo, bo pan howoryt po polski to wse jedno szczo po naszomu."
      „A co? czyja to ziemia? — rzekł pośrednik — czy wasza, czy nasza? — i odszedł.
      Dziwnemi przeto wydają się te wszystkie zachcianki Russomanów i ta obrona rusińskiej narodowości, przeciwko której nikt nie powstaje. Niech raczą zajrzeć do praw polskich; zobaczą, że wiele z nich pisane były w języku ruskim.
      Magnaci polscy w prowincji ruskiej mieszkający, mówili po rusińsku. Nie dawniej jak przed trzydziestą laty było mnóstwo szlachty, która innej mowy nie znała.
      Czegóż więc chcą? Czy szkół rusińiskich? Jest-że to w mocy szlachty? Czy sądownictwa w języku rusińskim? Stanowiż Polska prawa? Jeżeli mowa Rusinów ma w przeszłości tyle siły, i w zarodzie swoim tyle żywotnych części do rozwoju, że ma doróść do znaczenia i potęgi języków europejskich, to garstka szlachty polskiej, przy największem nawet usiłowaniu, prądu tego nie wstrzyma. Ale żądać, aby język polski, jeden z najbogatszych, szczycący się jedną z najpierwszych literaturą, ustąpił narzeczu rusińskiemu; żądać, aby na miejscu Mickiewicza śpiewał Szewczeńko — to doprawdy jest nieprzebaczoną śmiesznością.
      Że lud w ciemnocie, któż temu winien? — Sami mniemani obrońcy ludu i ich opiekunowie: moskiewscy czynownicy. Wszelkie szkółki ludowe, w rękach właścicieli ziemskich będące, są najskrzętniej przez policją zamykane. Lud z za-
 

52

pałem ciśnie się do nauki. Od azbuhi uczonej przez popów, dzieci uciekają do dworów, gdzie ich uczą po polsku. Lecz tu podwójna przeszkoda. Sprawnicy i popi ciągną ich do moskiewszczyzny i schizmy. Russomani przez niezliczonych swych agentów szepcą chłopom, że ich panowie przyciągają, aby ich potem w poddaństwo zapisać. — Walka się toczy, a najwięcej na tera cierpią chłopi.
      Równie bezzasadnym jest zarzut robiony właścicielom ziemskim, iż nie chcieli uwłaszczenia włościan, a przy uwłaszczenia żądają zbyt drogiego wykupu indemnizacyjnego. Zaledwie możnaby podnieść tę kwestję, gdyby nie potrzeba przypomnienia faktów zbyt znanych, dla tego tylko, aby dowieść, jak przeciwnicy nasi nieszlachetnej przeciw nam używają broni.
      Nikt nie zaprzeczy, że inicjatywa uwolnienia włościan, wyszła od litewsko-polskiej szlachty, a projekt uwłaszczenia ich, od Towarzystwa rolniczego warszawskiego. W komitetach gubernialnych Litwy, Podola, Wołynia i Ukrainy, większość urzędników, jak również większość właścicieli ziemskich, była za uwłaszczeniem. Dość przejrzeć akta komitetów i pisma warszawskie, aby się przekonać, iż system indemnizacyjny był uważany za najlepszy.
      Niektórzy sprzeciwiali się temu, ze względu, iż uwłaszczenie za pomocą rządu, zrywało na zawsze stosunki włościan ze szlachtą, a zbliżało ich do rządu, co mogło dla nich moralną i materjalną przynieść szkodę; ale dążnością ogólną szlachty, było rozwiązanie kwestji włościańskiej w sposób stanowczy, szczery i bezstronny.
 

53

      Warszawskie Towarzystwo rolnicze dało hasło uwłaszczenia. Za niem poszła cała Polska.
      Powszechnie uznano, iż uwłaszczenie włościan było nieuchronnem; jakoż wszyscy przystąpili do tego z gotowością i znacznemi ofiarami. Cóż po wiedzieć przeciw temu faktowi?
      Jeżeli wykup wydaje się zbyt drogim, dość prostego działania arytmetycznego, aby przekonać się, że w dzisiejszych stosunkach ziemia tak oceniona, zaledwie daje cztery do pięciu procentów, przy nadzwyczajnych trudnościach i najnieprzyjemniejszych zajściach z włościanami. Toż spokojniej i wygodniej byłoby sprzedać tę ziemię i kapitały lokować na akcjach. Jednak pomimo to wielu właścicieli ziemskich odstąpiło wypłaty należnej im od włościan, a w trudnym i niewdzięcznym jeszcze zawodzie nie ustają z nadzieją lepszej przyszłości.
      Zresztą, aby nad tym przedmiotem nie zatrzymywać uwagi czytelników, odsyłamy ich do znakomitej broszury, która nie dawno wyszła z druku i traktuje o kwestji socjalnej wobec sprawy polskiej. Tam socjaliści znajdą dostateczną odpowiedź.
      Przy nieustannych chęciach nagromadzenia winy na szlachtę polską, nieprzyjaciele nasi z upodobaniem odwołują się do jezuityzmu, który dziś nawet wydaje im się jakimś upiorem.
      Jeżeli będziemy mówić o Jezuitach z czasów Zygmuntowskich, musimy przypomnieć przeciwnikom naszym, że nie jeden z historyków polskich, przypisywał w części upadek Ojczyzny naszej fanatyzmowi, rozsianemu w Polsce przez
 

54

zgromadzenie wyznawców Lojoli. Ale i tu jak mówi lud nasz, prawda jest pośrodku. Przesada, z jaką obwiniono Jezuitów, widoczna. Że Jezuici wiele złego zrobili, nikt o tem nie wątpi, ktokolwiek dobrze obeznany z historją, bezstronnie zapatruje się na wpływ tego zakonu. Ale z drugiej strony, nie zapominajmy, że herezje sekt kacerskich, rozszerzające się w Polsce od Zachodu, schizma grożąca nam od Wschodu, były dostatecznym powodem do przedsięwzięcia energicznych środków, przez obrońców prawdziwej wiary Chrystusowej. Cokolwiek powiemy o Jezuitach, wyznać musimy, że zakon ten wielkie w kościele naszym położył zasługi. Niemało mieliśmy Skargów i Antoniewiczów. A jeśli przez zapomnienie i pychę, brnął w co raz większe błędy, jeźli przez intrygi wdzierał się do władzy, jeźli przez fanatyzm lub złą wolę wiele przyniósł szkody mieszkańcom Rusi i wyznawcom greckiego kościoła: toć nierównie więcej prawa mają sami Polacy narzekać na Jezuitów i ich wpływy. Oni to wplątali Polskę w nieszczęsną wojnę z Kozakami, która niewątpliwie wiele przyczyniła się do upadku całego kraju, wywoławszy okropne następstwa.
      Cóż więc i w tem nowego widzą publicyści moskiewscy, wygrzebując dawno zapomniane religijne urazy? Do czego służy ogłoszony przez Dień projekt jakiegoś szaleńca Jezuity, który przez sejm nigdy nie był przyjęty? Czy te przedwiekowe nadużycia, a nawet zbrodnie wylęgłe z ciemnoty i fanatyzmu wyjaśniają stosunek dzisiejszy?
 

55

      Jeźli zaś nowoczesny jezuityzm zaprzątywać będzie umysły ludzi wykształconych, to odpowiemy, że na to nie na rady; bo wtem znaczeniu jak dziś, pojmują tę straszną konspirację przedstawioną w Żydzie tułaczu, znajdziemy Jezuitów w każdym kraju, w każdej klasie społeczeństwa, w każdem nawet wyznania.
      Wszystkie przeto wnioski, wyprowadzone przez nieprzyjaciół naszych, że Litwa i Ruś nie są Polską, a więc do Polski należeć nie powinny, rozbijają się o nieubłaganą historyczną prawdę, o fakt, który kłam zadaje błędnym rozumowaniom i odstępczym zamiarom.
      A gdyby nareszcie tak było, jakaż ztąd korzyść? Co zyskują przewodnicy i zwolennicy partji rusińskiej prowincjonalnej?
      Jeśli odłączą się od Polski, Moskwa ich pochłonie; a jako element schizmatycki, będą mieli całą Europę przeciw sobie.
      I gdyby na chwilę utworzyli oddzielną całość, egzystencya ich z powodu położenia geograficznego i religji, byłaby efemeryczną.
      W rozprawach o sprawie polskiej, moskiewskich i ruskich publicystów, jest jedna wybitna cecha, która nie jednego w błąd wprowadza, obudzając niczem nieuzasadnioną wiarę w bezstronność tych rozumowań i ich dobre dla nas chęci. Jestto ton liberalny, napojony demokratycznemi wyobra-żeniami, ton, z jakim odzywają się przy każdym sporze, na publiczne pole wytoczonym. Z pozoru sądząc, zdaje się, że nąjzaciętsi nieprzyjaciele nasi, stają się nagle przyjaciółmi, i
 

56

czując wyrządzoną nam krzywdę, pragną wymierzyć sprawiedliwość za pogwałcone prawa ludzkości. Ale wczytawszy się uważniej w ich artykuły, widzimy wszędzie jedną mysi, jedną dążność, jeden cel. Zręczni w wyszukiwaniu powodów usprawiedliwiających ich zabory, moskiewscy publicyści wynaleźli mnóstwo głów, któremi, jak mówi własne ich przysłowie: rzucają pył w oczy. Między innemi najgłówniejszą rolę w polemice tej grają wyrazy: obszczestwo (społeczność) i nacjonalność (narodowość). Społeczeństwu polskiemu, narodowości polskiej przyznają „niezaprzeczone prawa".
      Żywiołom tym w swej wspaniałomyślnej hojności raczą pozwalać rozwijać się, (rozumie się w dziennikach tylko swoich) na największe rozmiary, ale starannie oddzielają społeczeństwo i narodowość od samoistnego polskaho hosudarstwa.
      Niezależne państwo Polskie w całej rozciągłości! Jestto myśl, która w głowie najliberalniejszego i najsprawiedliwszego Moskala nigdy nie powstała. *)
      Zacne, lecz zbyt małe stronnictwo petersburgskie, powszechnego sposobu myślenia Moskalów nie zmienia. Ta nienasycona chęć utrzymania grabieży, jest tak wkorzenioną w duchu naj-
———
*) Nie wspominam tu o wyjątkach , których jest nader mała liczba. Nawet Bakunin, ów liberalista, zaledwie zdobył się na to, że zezwala na głosowanie. Zapomina, że ta komedja głosowania odbyła się we Francji pod przemocą wojsk Napoleona, a we Włoszech po wypędzeniu króla neapolitańskiego. (Patrz Bakunina: Lettre a mes amis russes et polonais.)

 

57

oświeceńszych Moskali, że im plącze zdrowy sąd
o rzeczy. W historji widzą tylko to, czego pragną, a pod zaprawą liberalizmu, sprawiedliwości
i wielu innych frazesów, zawsze na dnie—śmierć Polski.
      A o Rusi i Litwie nie ma co mówić. Te już uważają za swoją własność. O Litwie mówią: niegdyś Litwa (ci-devant Lithuanie), o Rusi: nasza święta prawosławna Ruś.
      Nie masz artykułu, któryby nie był przejęty ideą odmówienia Polsce politycznego bytu. W imię sprawiedliwości, w imię braterstwa, wołają wciąż do zgody, wyciągają ręce, dowodzą, że narodowej nienawiści między Moskalami i Polakami „nigdy nie było i być nie powinno;" a na każdym kroku do głębi przeszywają serce polskiego narodu; obracają nóż utkwiony w ranie, obrażają dumę, narodową, i potem dziwią się, zżymają się, gorszą, widząc naszą nienawiść. Podobne rozumowania nie tylko chybiają celu pogodzenia dwóch narodowości, nietylko wcale przeciwników nie zbliżają, ale przeciwnie rozdmuchają z dawna tlejący ogień, rozjątrzają do najwyższego stopnia stojących naprzeciw siebie przeciwników.
      Dość przytoczyć parę przykładów, znamionu­jących wszystkich pisarzy moskiewskich, którzy mówią o Polsce, za Polską, lub przeciw Polsce. Niektórzy z nich odznaczają się taką chwiejnością zdania, iż na jednej stronnicy dwa wręcz przeciwne sobie sądy wygłaszają.
      Jeden ze znakomitszych publicystów moskiewskich mówi: „Wzmocnienie społecznego żywiołu u nas i wzmocnienie. państwa u nich (Po

 

58

laków) doprowadzą Rosyę i Polskę do wiecznego miru."— W innem miejscu, lecz w tejże samej rozprawie powiada: „Gdybyśmy nie mieli ukrytej myśli o samoistności polskiego narodowego rozwoju, oczywiście nie bylibyśmy tak oburzeni na rozszerzanie polskiej oświaty w ruskich prowincjach. Lecz śmierci polskiego narodu nie żąda żaden Rosjanin." —I znowu w innem miejscu tenże autor woła:
„polska społeczność nie słabnie; przeciwnie wzmacnia się i wzrasta, a każde pokolenie przekazuje pokoleniom następnym publiczne sprawy bez żadnego uszczerbku. A jednak, gdzież jest Polska ? Gdzie samobytność polskiej ziemi i polskiego narodu? We wspomnieniu tylko! W marzeniach, których urzeczywistnienie pociągnęłoby chyba za sobą upadek trzech pierwszorzędnych mocarstw Europy. Jednem słowem, samoistność polskiej ziemi i polskiego narodu spoczywa w abstrakcyjnej sferze." (Dień nr. 24. 1862 str. 8. i 9. artykuł Jełagina i innych.)
      To jakże? Te przywileje, które nam z dobrej woli ofiarują łaskawi dla nas Moskale, są ni mniej ni więcej, tylko takie, jakich używają od dawna nawet w moskiewskiem państwie Cyganie i Żydzi! Wszakże i oni mają swoją narodowość, swój język, swoich kapłanów, swoje sądy, swoje zwyczaje i obyczaje! I my na tem poprzestać mamy i jeszcze wdzięczni być powinniśmy ?.......
      Inny publicysta moskiewski, wielki przyjaciel— jak sam wyznaje — Polaków, wzywając nas do publicznej odpowiedzi, dotyka tej kwestyi en ga-lant-homme, jako sędzia, który pragnie otrząsnąć

 

59

się z wszelkich przesądów i uprzedzeń. (Patrz: artykuł p. Mielgunowa, pod tytułem: Polskij wopros. (Nasze Wremia. Syn Otieczestwa. nr. 55.)

Odpowiedź panu Mielgunowi

na artykuł jego pod tyt. Polskij wopros. (Nasze Wremia. Syn Otieczestwa. Nr. 55) mogąca razem służyć za odpowiedź Bakuninowi et consortes. Od niejakiego czasu wszystkie niemal perjo-dyczne pisma moskiewskie zajmują się gorliwie kwestją polską. Dowodzi to z jednej strony, iż ta kwestyja jest sur le tapis, w szeregu ważnych politycznych interesów Europy, z drugiej: jestto oczywistym objawem rozbudzającego się sumienia Moskalów.
      Redaktorowie Dnia, Osnowy e tutti quanti czynią prawie niepodobną wszelką poważną polemikę. Oddając zupełnie słuszność przyjętej przez pana Mielgunowa formie, starajmy się ze słów jego wycisnąć prawdziwe znaczenie zasad, które uznaje, i tych myśli, które nam wynurzył z grzecznością dobrze wychowanego człowieka.
      Zwróćmy szczególną uwagę na to, że pan Mielgunow mówi z pewnem uszanowaniem o narodzie polskim, nie wywołuje drażliwych sąsiednich stosunków, nie stara się obrzucić wprzód błotem swego przeciwnika, z którym staje do honorowej walki, nie wskrzesza z cienia historycznych głębin jakiegoś przesadzonego potwora starych wad i grzechów, od których żaden naród nie jest wolnym. Dlatego artykuł ten jest ważnem zjawiskiem w moskiewskiej publicystyce; dlatego nad nim chwilę zastanowić się należy. Rzadko nam walczyć przychodzi z tak dystyngowanym przeciwnikiem.

 

60

      Pan Mielgunow wyznaje nawet, iż „w nieprzyjaznym mu narodzie, liczy wielu osobistych przyjaciół (ja szczitaju nie mało licznych druziej w rjadach narodnych wragów) Ale po tym wstępie pełnym cywilizowanej etykiety wielkiego, świata, wygłasza tonem niewzruszonym zdania swoje, z których główniejsze w całości przytaczamy :
      „Polska cięży nam na sercu"—wola wzruszony pan Mielgonow. „Polacy, to nasi bracia; a jednak nie tylko nie mają dla nas miłości bratniej, lecz nieprzyjazne uczucie ku nam wzrasta w nich i zwiększa się za każdem nowem zdarzeniem. Smutny ten objaw wynika z namiętności.—My przywykliśmy—powiada autor, brać udział w polskim sporze z zimną krwią. — Ja w stosunkach moich z Polakami, ani razu z żadnym z nich nie pokłóciłem się, chociaż przedstawiłem im mój rosyjski i — śmiało powiem — racjonalny pogląd.— Przekonałem się, iż serdeczność jest zawsze nagrodą serdeczności, a duma i szorstkość zawsze odpychają. My Rosjanie jako naród tryumfujący mamy nie tylko możność być sprawiedliwymi, lecz to jest naszą powinnością."
      Słuchamy tych słów z uszanowaniem. — Cóż dalej? „Ale...... mówi z całą grzecznością pan Mielgunow, cóżby się stało z państwem rosyjskiem, i nawet z rosyjską narodowością, gdyby bezwarunkowo urzeczywistnione były terażniejsze życzenia przodkującej części polskiego narodu? — Czyż my możemy się wyrzec zasadniczych warunków naszego bytu, poddając go wraz z naszą niezależnością (?) oczywistemu niebezpieczeństwu? —Nareszcie, gdybyśmy na-

 

61

wet zechcieli poświęcić siebie, przypuszczając bezprzykładną abnegację, cóż na to powiedzą Prusy i Austrja ? — Czy na to pozwolą ? — A oddzielić od nas Polskę, jaką była przed pierwszym rozbiorem, to znaczyło-by targnąć się na byt nasz własny." *)
      Oto więc sens moralny rozumowań pana Mielgunowa. Ubolewa nad nienawiścią bratnich, jak się wyraża, narodów: zaręcza, że Polska cięży mu na sercu,—ale pomimo tak szlachetnego uczucia i zacnych chęci oświadcza stanowczo, że Polski wyrzec się nie może. Dla czego? Przez patrjotyzm! I jeszcze dla tego, że koledzy, t. j. Prusy i Austrja nie pozwolą.
      Ale pan Mielgunow mówi coś o Polsce przedrozbiorowej. Może uniesiony wspaniało-myślnością, zechce nam przyznać prawo choć do cząstki naszej ojczyzny? I to nie. Nie może. Powstaje nawet za tem projekt na czasopismo Dień. „Pytam — woła autor, czyż to podobna odłączyć królestwo polskie ? - Wiemy my co to znaczy dać mały palec przeciwnikowi, gdy temu chciałoby się pochwycić całą rękę. Polski lew bez namysłu oderwał-by rękę po ramie, po Dniepr z Kijowem i Smoleńskiem. Wszak Dniepr dla Po laków, to taka naturalna granica, jak Ren dla Francuzów. Może mi kto powie: czy nie uda się zmiękczyć Polaków koncesjami? Ależ to dzieciństwo!"
———
*) Więc przed rozbiorem Polski Moskwa nie miała bytu! Więc nie istniała! Więc warunkiem jej istnienia jest tylko grabież i łupieztwo! Prawda. Oto szczere rozumowanie w duchu narodowym.

 

62

      To jakże? Więc nie?! — Możnaż się potem dziwić ruchliwości Polaków wiecznie pracujących dla swojej ojczyzny, i ich nienawiści? W tej czy w innej formie, chrapliwym czy słodkim tonem, Moskale zawsze jednę śpiewają nam piosnkę. Do pana Mielgunowa możnaby zastosować moskiewskie przysłowie: miahko stielet, da żostko spat'.
      Jakież więc rady daje przychylny nam Moskal, przyjaciel wielu Polaków? Oto „złączyć się z tą kolosalną masą (Moskwą), ukryć się pod skrzydła jej orła!" Do takich to wyników prowadzi zawsze moskiewska logika, przyjaciół i nieprzyjaciół naszych, Moskali !
      Głos pana Mielgunowa tem niebezpieczniejszy dla nas, iż słodyczą spółczucia i pozorem sprawiedliwości zaprawny.
      Widzimy co jest sprawiedliwego w jego rozumowaniu, wiemy, co było powodem rozpadnięcia się Polski na części; ale nie zgadzamy się z p. Mielgunowem, iż Rosja przedstawia dzisiaj zarodki zdrowego istnienia. Element szlachecki w Polsce miał swój perjod określony i posłannictwo swoje. Dziś uledz musi przeobrażeniom pewnym jak wszystko w czasie postępującym; lecz połyskujące dziś światełka ideji demokratycznych w Moskwie, nie są jeszcze rękojmią wolności ludów. Polska — mistrzyni stara wolności, przez krew i męczeństwo oczyściła się z błędów swoich; i taż Polska pierwsza dała inicjatywę wolności dla ludu. Jeżeli nie dopełniła tego wprzódy, stawały jej na przeszkodzie okoliczności zewnętrzne, wiekowe walki z nieprzyjaciółmi katolicyzmu i wszelkiej swobody, i ztądto przy ciągłem czuwa-

 

63

niu na straży, niemożność wewnętrznego urządzenia się i bezład nieuchronny wynik nieustannych wojen. Dziś przed Polską — jedna droga, jeden cel, bo jedna tylko nas wszystkich wiedzie idea.
      W Rosji — niewiadomo kto panem: car czy Hercen, biórokracja czy demokracja?
      Czegóż się lęka o ojczyznę swoją pan Mielgunow? Przyznaliśmy jej sami 40,000.000 mieszkańców, co i sam autor rzeczonego artykułu przyjmuje; a dzieje świadczą, iż Polska nigdy zaborczą nie była. Bratnią dłoń, jaką nam Moskale podają, w szczere pochwycimy objęcia, ale wtedy, gdy odzyskamy całość, którą nam dziejowa prawda w granicach narodowości polskiej, bez różnicy wyznań, zakreśliła. *)
      I po tem wszystkiem cośmy tu przytoczyli, czytamy we wstępnym artykule jednego z moskiewskich organów z całą dobrodusznością wyrzeczone słowa: "Tylko zachodni publicyści wyobrażają sobie politykę naszą chytrą i podstępną. W Rosji nie znajdzie się nikt, co by jej na serjo tę własność przypisał. Przeciwnie, my nie umie my chytrością i obłudą dosięgać naszych celów. My—nieudolni pracownicy w zawiłej sztuce dyplomacji, którą Zachód wyniósł na stopień państwowej mądrości i cnoty. W tej sztuce wyprzedzą nas zawsze zachodni politycy, i w tem to właśnie upatrujemy naszą moralną wyższość. Niemieckie dzienniki napełnione jadowitemi po-
———
*) Lelewel nieśmiertelny wyrzekł zdanie równie głęboką mądrością jak dowcipem nacechowane: „Moskalowi można podać rękę, ale wprzód trzeba go uderzyć dłonią, aby czuł że silna."

 

64

ciskami na Rosję za słabość jej działań we względzie spraw Polski. One żądają tej bezmyślnej energji, którą niewątpliwie okazałby Niemiec, gdyby znajdywał się na naszem miejscu. Ale do energji złego Rosja nie ma zdolności. Mamy dosyć siły materjalnej. Używamy jej sumiennie. A dla tej siły, pomimo całej jej potęgi nieuchronnem jest moralne przeświadczenie o prawości naszych postępków."
      Byłoby z czego śmiać się, gdyby nie było (z) czego płakać!...
      Dziwnie chłodnej krwi trzeba, aby występować do walki z takiemi sądami, wyrzeczonemi bez zarumienienia, bez wstydu.
      Trzeba przekonania, że takie zdania piszą, drukują, kupują, czytają ludzie przecież przy zdrowych zmysłach będący.
      W 1862 roku, po warszawskich i wileńskich bezprawiach, po zapełnieniu Sybiru i więzień w całej Polsce niewinnemi ofiarami; w kraju, gdzie kobiety i dzieci jak dziką zwierzynę mordują; w państwie, gdzie żadna deklaracja tronowa, żadne przyrzeczenie cesarskie, żaden traktat, żaden konkordat, żadne prawo, nie były dochowane ani poszanowane — ośmielić się publicznie wystąpić z taką mową i to w piśmie liberalnem, tendencyjnem, pełnem konstytucyjnych pretensyj, w piśmie uśmiechającem się do nas na każdej stronnicy, wyciągającem „braterską" rękę pełną jadowitych grotów — na to trzeba doprawdy nadzwyczajnego zuchwalstwa, albo niepojętego zaślepienia.
      "Ce n'est pas l'épée des Russes qui a vainecu la Pologne, c'est leur langue qui en a opéré la dissolution" (Nie oręż rosyjski zwyciężył

 

65

Polskę — język przyprawił ją, o zgubę) powiedział znakomity francuski uczony Michelet. „Les trois démembrements de la Pologne étaient trois grands mensonges de la Russie. La Russie c'est le mensonge personnifie" (Potrójny rozbiór Polski, potrójnem był wielkiem kłamstwem Rosji" — „Rosja, to kłamstwo wcielone") wyrzekł inny pisarz francuzki.
      Według mnie, nic tak wymownie nie dowodzi poniżenia moralnego narodu, jak obojętność Moskali na te i tym podobne rozumowania, które tu jako próbki moskiewskiego dziennikarstwa przytaczamy. Gdyby naród, nie mówię, był już dojrzałym, ale dojrzewającym; gdyby był już godnym wyjść z ciemnoty, barbarzyństwa i despotyzmu—opinja publiczna nie mogłaby znosić takich rozumowań, przeciwnych zdrowemu rozsądkowi, religji, uczuciom. Tu miejsce powtórzyć słowa Diderota i Rulhiera: „La nation russe s'elait pourrie anant d'avoir été mure. (Naród moskiewski zgnił nim dojrzał).
      Naród nie tylko podtrzymuje takie sądy społeczne, lecz nadto obojętnie i z niejakiem zadowoleniem patrzy na czyny okrucieństwa, dopełniające się w jego oczach. Widzieliśmy czułe moskiewskie serca ujmujące się publicznie za osztrofowanym chłopem, który przywłaszczył sobie cudzy ogród (siostry Lewaszowa); za wyłajanym przez pojednawczego pośrednika urzędnikiem policji, za nieszczęśliwym konduktorem, zostawionym na drodze, gdy go wagonu koło przejechało—ale nie dostrzegliśmy nigdzie oburzenia w moskiewskiem społeczeństwie na widok mordów, bezprawia i okrucieństw, ale prócz zna-

 

66

nych wygnanych emigrantów moskiewskich, nie słyszeliśmy glosu podniesionego w obronie, jeżeli nie praw ludzkości i Polski, to przynajmniej w obronie sławy i części własnegoż ich narodu. *)
      „Dajcie mi pokój z naszym rządem" — wola jeden śmielszy publicysta moskiewski, zapewne równie liberalny jak i inni. „Nasz rząd więcej już nam dokuczył (nadajeł) jak wam."
      A któż ten rząd składa, kto go podtrzymuje, kto ma dodaje odwagi, jeśli nie wy moi panowie ?
      Najsmutniejszym objawem, zdradzającym każdą słabość, niedołęztwo umysłowe, jest bez wątpienia zarozumiałość. Któżby uwierzył, że w kraju gdzie anarchja i rozprężenie wszelkich żywotnych sił, doszły do ostatecznego kresu, gdzie nie ma praw, ani poszanowania takowych, gdzie każdy naczelnik gubernji a nawet powiatu, jest samowładnym panem, gdzie system przedajności wszedł w krew narodu, gdzie rolnictwo, przemysł, handel na najniższym stopniu, gdzie wszystko idzie żółwim krokiem, gdzie towarzy-
———
*) Szlachetne glosy Hercena, Mater dolorsa, Vtvat Polonia, szlachetne listy zacnych matron moskiewskich, były to głosy wołających na puszczy. Utonęły one w łonie narodu moskiewskiego, przygłuszone krzykiem pamflecistów moskiewskich jak owo: La Pologne n' est pas morte podobne do Witaj królu żydowski, przygłuszone politycznemi rozumowaniami Norda, Constitutionnela, Schlesische Zeitung i całego petersburgsko-moskiewskiego dziennikarstwa, utonęły jak kropla wody w morzu. Deklaracji słyszeliśmy wiele. Słów moskiewscy liberaliści nie żałowali. Na kilkadziesiąt miljonów Moskali ledwo kilku liczyć można ludzi czynu w opozycji przeciw ciemięzcom Polski.

 

67

stwa wszelkie, akcje spółki są zabronione lub istnieją tylko co do formy, pod bezpośredniem kierownictwem rządowej biórokracyi; gdzie nie ma ani rzek spławnych, ani lądowych komunikacyj, gdzie zamykają uniwersytety i szkoły, gdzie mieszkańcom innych prowincyj nie dozwalają. wstępować do warszawskiej szkoły, gdzie wzbronione są publiczne odczyty w duchu i myśli postępowej; gdzie oświata ludowa zupełnie zaniedbana, lub oddana w ręce ciemnych popów i djaków, gdzie żadna religja nie jest tolerowaną, gdzie wyjazd za granicę połączony jest z niesłychanemi trudnościami, gdzie wprowadzają systemat dwojakiej cenzury: któżby wierzył, że są przecież Moskale, którzy mówią: „My bez wątpienia na drodze postępu wyprzedziliśmy już Polaków, doścignęliśmy już nie jeden naród zachodniej Europy, a bodaj czyśmy w wielu względach ich nie przewyższyli. Z dumą powiedzieć już możem o sobie, żeśmy: Les Francais du Nord." (Dień, marzec 1863.)
      Wierzyć nie chce się, co ci oświeceni, liberalni, demokratyczni Moskale czasem prawią. Smutne to dla nichże samych symptomata!
      Jednakże dość tych słów dla scharakteryzowania kierunku i oświaty naszych przeciwników. Jeśli im powiedziałem gorzkie słowa prawdy, niech mi przebaczą. Może to im posłuży na dobre. Sami wyzwali nas do walki.
      Przedstawiłem fakta, przytoczyłem ich własne słowa; przedstawię niżej dowody historyczne.

———

dalej>